Jak mówi Jewgen Worobiow, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, komunikaty władz to zapowiedź decydującego uderzenia ukraińskiego wojska. Chodzi o fragment kraju, oderwany od większego regionu na wschodzie Ukrainy. To trzy miasta z obwodu donieckiego ciągle kontrolowane przez separatystów, a otoczone przez ukraińska armię. Według Worobiowa, rząd szykuje obecnie operację, która rozwiąże ten problem. Analityk PISM wskazuje, że uwarunkowania geograficzne umożliwiają separatystom otrzymywanie broni i wsparcia ze strony Rosji. Ukraińskich jednostek jest jednak dość, by operacja zakończyła się sukcesem. Administracja prezydenta deklaruje, że powinna to nastąpić do 31 sierpnia, co jednak według Jewgena Worobiowa może być nazbyt optymistycznym wariantem.Za wschodnią granicą Ukrainy gromadzą się obecnie, w ramach manewrów, dziesiątki rosyjskich żołnierzy. Ekspert wątpi jednak w możliwość ich interwencji po drugiej stronie granicy. "To trwa już od trzech miesięcy, a nawet dłużej, w efekcie ukraiński rząd w pewnym stopniu traktuje to jako stabilny czynnik w grze taktycznej" - mówi Worobiow. Jego zdaniem, rosyjska obecność na granicy nie jest decydującym czynnikiem dla decyzji ukraińskiego rządu. Ważniejsza jest sytuacja w dużych miastach okupowanych przez separatystów. Kijów czeka aż większość obywateli opuści te metropolie.Z danych przekazanych przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego Ukrainy wynika, że Rosja zgromadziła u granic 45 tysięcy żołnierzy, 160 czołgów, 1360 wozów opancerzonych, 190 samolotów bojowych i helikoptery. Kijów informuje też o ostrzale artyleryjskim, który dokonywany jest zza rosyjskiej granicy.