Władze Ukrainy stoją na stanowisku, że Rosja nie uzgodniła wjazdu transportu ani z nimi, ani z Międzynarodowym Komitetem Czerwonego Krzyża (MKCK). MSZ oskarżył także władze w Moskwie o naruszenie ukraińskich granic. "Jak już wcześniej podkreślaliśmy, całkowita odpowiedzialność za bezpieczeństwo konwoju spoczywa po stronie rosyjskiej. Zwracamy uwagę, że strona ukraińska użyła wszelkich środków, by zagwarantować bezpieczeństwo tego ładunku" - głosi oświadczenie. "Może dojść do prowokacji" Ukraińska dyplomacja zaznaczyła, że Kijów podejmował próby nawiązania kontaktu między swym sztabem generalnym a jego odpowiednikiem w Rosji, jednak poniosły one fiasko. "Zwracamy uwagę, że terroryści prowadzą działania zbrojne wzdłuż możliwej trasy przejazdu konwoju" - zaznaczono. "Nie znamy treści ustaleń zawartych między stroną rosyjską a ługańskimi (prorosyjskimi) bojownikami, więc nie wykluczamy, że może dojść do prowokacji" - czytamy. Szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Wałentyn Naływajczenko zapewnił, że mimo naruszenia przez Rosjan prawa jego kraj nie zastosuje przeciwko konwojowi lotnictwa, ani innej broni. Podkreślił przy tym, że według informacji wywiadu wtargnięciem transportu na Ukrainę kieruje generał rosyjskich wojsk. Jego nazwiska Naływajczenko nie podał. W związku z zaistniałą sytuacją w piątek po południu ukraiński minister spraw zagranicznych Pawło Klimkin zaprosił na spotkanie akredytowanych w Kijowie ambasadorów, by zrelacjonować im wydarzenia dotyczące wjazdu rosyjskiej pomocy na terytorium jego kraju.