- Obudziłam się cała czarna i nie mogłam oddychać. Nie rozumiałam, o co chodzi. Przyszedł syn i pyta, czy wiem co się stało. Patrzę przez okno, a tu wszystko czarne. Jakby spadł czarny śnieg - wspomina Maria Nowosad, mieszkanka Ładyżyna. - Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam. Myłam dziś wannę z rana i miałam brudną wodę, i takie same ręce. Tu mieszkamy my, mieszkają nasze dzieci i wszyscy tym oddychamy. Nie wiadomo, jak to się skończy - mówi Julia Macenko. Zarówno urzędnicy, jak i zwykli ludzie winą za katastrofę obarczają miejscową gorzelnię. Głównie dlatego, że takie "opady" zdarzyły się nie po raz pierwszy. - Już w 2013 roku zanieczyszczono powietrze. Gorzelnia nie ma specjalnych urządzeń do oczyszczania, ani filtrów, które mogą powstrzymać emisję szkodliwych substancji do atmosfery - zaznacza Aleksander Tkaczuk, zastępca burmistrza miasta. Destylarnia przerwała pracę. Jednak winy za ''czarny śnieg" na siebie nie bierze. - Nie pracujemy, ale nie z tego względu, że gdzieś coś wyemitowano w powietrze. Po prostu skończyliśmy określone prace. Dochodzenie wyjaśni, kto jest winny, ten ktoś poniesie karę - mówi Iwan Harnik, zastępca dyrektora zakładu. Sytuację mieszkańców pogarsza fakt, że dopiero za dwa tygodnie wiadomo będzie, czy czarny osad jest szkodliwy dla zdrowia ludzi.