We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie poinformował, że w poniedziałek dostał informację od władz Ukrainy, że wezwanie nie zostało doręczone oskarżonemu. W tej sytuacji sąd odroczył sprawę do 4 grudnia; oskarżony ma być powiadomiony o nowym terminie. Zgodnie z nową procedurą karną stawiennictwo to nie obowiązek, ale prawo oskarżonego. Dlatego prok. Wojciech Smoleń nie wyklucza, że w grudniu proces może ruszyć, i nawet od razu się zakończyć - gdyby oskarżony nie pojawił się, a był skutecznie powiadomiony o terminie rozprawy ("na dziś" nie był). Dodał, że ma on prawo do złożenia wyjaśnień. Sąd zasugerował też, że zeznania świadków mogłyby być też w myśl nowej procedury odczytane, bez konieczności wzywania ich na rozprawę. Jako pokrzywdzony na wokandzie figurował Bronisław Komorowski, który nie skorzystał z prawa bycia oskarżycielem posiłkowym w sprawie. Poklepał Komorowskiego po ramieniu ręką, w której trzymał jajko Do incydentu doszło w lipcu 2013 r. podczas wizyty Komorowskiego dla upamiętnienia 70. rocznicy zbrodni wołyńskiej z lat 1943-45 - kiedy nacjonalistyczna Ukraińska Powstańcza Armia zamordowała ok. 100 tys. Polaków. "Jesteśmy tutaj razem, Polacy i Ukraińcy, razem oddajemy hołd wszystkim ofiarom zbrodni wołyńskiej, razem przepraszamy Boga za zbrodnie" - mówił prezydent w Łucku. Gdy rozmawiał z wiernymi po mszy w katedrze rzymskokatolickiej w Łucku, młody mężczyzna poklepał go po ramieniu ręką, w której trzymał jajko. Został natychmiast powalony na ziemię przez ochronę i zatrzymany przez milicję. Ukraińskie media podały wtedy, że to 21-letni Iwan S., mieszkaniec Zaporoża, który miał należeć do antyzachodniej organizacji Słowiańska Gwardia. Kierownictwo tej organizacji odcięło się od incydentu. Atak potępiło ukraińskie MSZ. Sam Komorowski apelował, aby nie przypisywać incydentowi szczególnego znaczenia. Mówił: "To była najmniejsza z wpadek ochrony, jaką można sobie wyobrazić, i to jeszcze na gościnnych występach, gdzie nie jest się gospodarzem. Gdyby w imię polityki pojednania z sąsiadami, w tym wypadku z sąsiadem ukraińskim, trzeba by zaryzykować i tuzin jajek, zaryzykowałbym, że tak powiem, z uśmiechem". Chciał wyrazić oburzenie Kilka dni po incydencie S. został skazany przez ukraiński sąd za czyn chuligański na rok więzienia w zawieszeniu. Niezależnie od tego, własne śledztwo ws. publicznego znieważenia prezydenta RP - za co grozi do 3 lat więzienia - wszczęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Jak mówili śledczy, skazanie mężczyzny na Ukrainie nie ma znaczenia dla polskiego śledztwa, które w takiej sprawie jest prowadzone niezależnie od woli znieważonego prezydenta (który "nie podjął kroków prawnych" w sprawie). Komorowski zeznawał jako pokrzywdzony. Prokuratura postawiła S. zarzut w 2014 r. - czynności procesowe z udziałem podejrzanego wykonano w ramach pomocy prawnej na Ukrainie. "S. przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. W złożonych wyjaśnieniach wskazał, iż swoim zachowaniem chciał wyrazić oburzenie wobec rozpowszechnianej w mediach opinii, iż Tragedia Wołyńska była ludobójstwem wyłącznie na narodzie polskim" - informowała prokuratura. "Program naprawczy" w BOR Raport Biura Ochrony Rządu na temat incydentu mówił o błędach w szkoleniu i w niektórych procedurach. Nie doszło do zmian personalnych w BOR; wprowadzono zaś w nim "program naprawczy", który miał wyeliminować podobne incydenty w przyszłości. Nieoficjalnie funkcjonariusze Biura wskazywali na odpowiedzialność raczej strony ukraińskiej, która odpowiadała za całokształt zabezpieczenia wizyty - polskie służby ograniczały się do działania w najbliższym otoczeniu prezydenta. Nie jest to pierwsza sprawa o znieważenie polskiego prezydenta za granicą. W 2003 r. SO uznał, że dwaj działacze Radykalnej Akcji Antykomunistycznej z Poznania Wojciech W. i Łukasz K. znieważyli prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, obrzucając go w 1997 r. w Paryżu jajami (żadne go nie uderzyło; zostali trafieni m.in jego żona i szef protokołu MSZ). Zarazem sąd postępowanie wobec nich warunkowo umorzył, zobowiązując ich do wpłaty po 2,5 tys. zł na cel dobroczynny. Krótko po incydencie paryski sąd skazał ich na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu. W 2011 r. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przepis o karalności publicznego znieważenia prezydenta jest zgodny z ustawą zasadniczą. TK podkreślił, że prezydentowi "należny jest szczególny szacunek i cześć", a jego znieważenie jest zarazem "znieważeniem samej Rzeczypospolitej". Podkreślono zarazem, że karalność znieważenia nie ogranicza prawa do krytyki.