Proceder trwał w latach 2006-2009. Tylko na pośrednictwie w sprzedaży paliwa osobom prywatnym wojskowi z Ukrainy zarobili co najmniej 1,5 mln euro. Wartość paliwa, zbytego na podstawie podrobionych dokumentów, wyniosła ponad 2,6 mln euro - czytamy w artykule zatytułowanym "Benzynowe plamy na mundurze". Jako pierwsza o aferze doniosła 15 września bałkańska prasa. "DT" uzyskało potwierdzenie prowadzonego w tej sprawie śledztwa z własnych źródeł w ukraińskim ministerstwie obrony. Nielegalny handel paliwem, które siły KFOR nabywają bez ceł i podatków, odbywał się według dwóch schematów. Pierwszy z nich polegał na kupowaniu paliwa w Bułgarii i przewożeniu do Kosowa na podstawie certyfikatów KFOR. "Śledztwo ustaliło, że wojskowi z ukraińskiego kontyngentu pokojowego przekazywali certyfikaty KFOR prywatnej firmie Lukoil Neftochim Burgas" - pisze "Dzerkało Tyżnia". Ta ostatnia firma to bułgarska rafineria w mieście Burgas, należąca do rosyjskiego koncernu paliwowego Łukoil. Zgodnie z drugim schematem Ukraińcy kupowali paliwo we francuskiej bazie KFOR w Kosowie, po czym również sprzedawali je odbiorcom prywatnym. Ukraiński tygodnik dotarł do listu z 2009 roku w tej sprawie, nadesłanego dowództwu sił zbrojnych Ukrainy przez dowódcę KFOR w Kosowie, niemieckiego generała Markusa Bentlera. Zarzucił on m.in. dowództwu ukraińskiego kontyngentu KFOR fałszowanie dokumentów celnych i wojskowych, wykorzystywanie dla przechowywania paliwa obiektów cywilnych, a nawet delegowanie ukraińskich żołnierzy międzynarodowych sił pokojowych do konwojowania prywatnych cystern. "DT" ustaliło, że w czasie, gdy dochodziło do machinacji paliwowych, ukraińskim kontyngentem w Kosowie dowodził podpułkownik Wołodymyr Weremczuk. Obecnie jest on naczelnikiem jednego z wydziałów w dowództwie ukraińskiej Marynarki Wojennej. Jarosław Junko