Organizatorzy niemieckich pokojowych marszy wielkanocnych skupili się w tym roku na wojnie w Ukrainie, przekonując, że "musi się ona jak najszybciej zakończyć". Uczestnicy marszu w Berlinie, pytani przez reportera dpa, opowiadali się za rozpoczęciem negocjacji między Rosją a Ukrainą, wstrzymaniem wszelkich dostawy broni do zaatakowanego kraju, a także zniesieniem sankcji wobec Rosji. Na transparentach i plakatach w Berlinie widoczne były hasła "Pokój, ogrzewanie, chleb zamiast broni, wojny i śmierci" oraz "NATO agresorem - pokój z Rosją". Demonstrację zabezpieczało ponad 100 policjantów. Na małej kontrdemonstracji zebrało się około 40 osób - podało dpa. Ponad 150 osób demonstrowało w obronie Ukrainy pod Bramą Brandenburską. "Dziękujemy wszystkim, którzy demonstrowali z nami o prawdziwy pokój i wolność! Setki uczestników stanęły z nami w obronie trwałego pokoju na Ukrainie i w Europie, który można osiągnąć tylko dzięki zwycięstwu Ukrainy" - napisała na Twitterze grupa Vitsche, która zorganizowała to wydarzenie. "Pragnienie pokoju jest słuszne" W czwartek Vitsche, grupa zrzeszająca ukraińską młodzież mieszkającą w Niemczech, w oświadczeniu opublikowanym na łamach "Berliner Zeitung" skrytykowała stojący za marszami wielkanocnymi "pseudopacyfizm". "Pragnienie pokoju jest słuszne i zrozumiałe i nikt nie pragnie bardziej pokoju w Ukrainie bardziej od nas, Ukraińców" - podkreślili. Ich zdaniem marsze wielkanocne niosą ze sobą "koncepcję pokoju, która robi z ofiar przemocy i wojny sprawców, świadomie ukrywając przy tym rzeczywistych agresorów". "Zaprzestanie dostaw broni i wynikające z tego brutalne ujarzmienie Ukrainy zostaje tutaj przepoczwarzone w 'pacyfistyczne' zakończenie rosyjskiej wojny napastniczej. Dlatego my, Ukraińcy, musimy zabrać głos" - podkreślili działacze Vitsche. Jak zaznaczyli, minęło 406 dni od rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę, "a w sercu Europy zaczynają się już drugie święta wielkanocne naznaczone zniszczeniem, torturami i porwaniami". "Już w ubiegłym roku wielu organizatorom tradycyjnych marszów wielkanocnych na rzecz pokoju i pojednania trudno było potępić oczywistego agresora - Rosję - i jej barbarzyński atak na Ukrainę. Dlatego zorganizowaliśmy również wtedy własny marsz, aby zwrócić uwagę na prawo do samoobrony, które zawsze i wszędzie przysługuje ofiarom przemocy i tortur" - dodało Vitsche. "Opresyjna zamiana sprawcy w ofiarę" Jak podkreślono w oświadczeniu, w informacjach o tegorocznym berlińskim marszu wielkanocnym "nie ma, niestety, ani jednego krytycznego słowa o rosyjskiej agresji, która łamie prawo międzynarodowe". Podobnie jak ani słowem nie wspomniano o "niezliczonych zbrodniach wojennych Rosji, ściganych przez Międzynarodowy Trybunał Karny", o masowym niszczeniu ukraińskiej infrastruktury cywilnej, systematycznym stosowaniu gwałtów i tortur, egzekucjach bezbronnych cywilów na terytoriach okupowanych czy zorganizowanych przez Rosję porwaniach tysięcy ukraińskich dzieci - wymieniło Vitsche. "O tym nie ma ani jednego słowa. Ale w zamian mówi się, że to zachodnie sankcje i dostawy broni, NATO czy też amerykańska broń nuklearna stoją rzekomo na drodze do pokoju w Ukrainie. Jest to ze strony organizatorów opresyjna zamiana sprawcy w ofiarę" - podsumowało Vitsche.