Żołnierzy mogli we wtorek zobaczyć dziennikarze. Jak relacjonuje AFP, prasie pokazano dwóch mężczyzn znajdujących się w dwóch osobnych pokojach w szpitalu wojskowym w Kijowie. Dziennikarzy wpuszczono do szpitala pod eskortą ukraińskich sił bezpieczeństwa. Ponadto, jak podała telewizja ukraińska Hromadske.tv, Rosjan odwiedzili przedstawiciele UE, OBWE i Amnesty International. Nie wypowiedzieli się oni dla prasy po wizycie. Według informacji ogłoszonych przez SBU kpt. Jerofiejew dowodził grupą 12 osób - obywateli Rosji; jego zadaniem była obserwacja pierwszej linii przeciwnika. Jerofiejew przybył na początku kwietnia do obwodu ługańskiego na wschodzie Ukrainy "w składzie drugiego oddziału trzeciej dywizji gwardyjskiej specjalnego przeznaczenia". Oddział, z siedzibą w Ługańsku, podzielono na trzy grupy po cztery osoby. W oddziale byli: dwaj snajperzy, dwaj saperzy, dwaj zwiadowcy, dwaj artylerzyści oraz sanitariusze. Jak głoszą wyjaśnienia opublikowane przez Łubkiwskiego, grupa najpierw otrzymała rozkaz, by nie przekraczać linii między walczącymi stronami i nie otwierać ognia, jeśli nie było to konieczne. W związku z ciągłymi ostrzałami Jerofiejew postanowił jednak zmienić pozycje. Natknął się na stare okopy i wydał rozkaz ich skontrolowania. Wówczas jego ludzi ostrzelano; on sam został ranny w rękę. Gdy próbował odczołgać się z tego miejsca, został zatrzymany przez Ukraińców. Jerofiejew mówił, że w czasie ostrzału, sądząc, że zostanie zabity, chciał popełnić samobójstwo detonując granat, ale z powodu ran nie był w stanie tego zrobić. W informacjach podanych przez SBU jest też zdanie Rosjanina: Myślę, że ta wojna nikomu nie jest potrzebna. Jerofiejew ma 30 lat; powiedział o sobie, że w Rosji mieszka w mieście Togliatti i jest żołnierzem sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej w stopniu kapitana. Z kolei Aleksandrow służył jako zwiadowca-sanitariusz, jego zadaniem na Ukrainie była obserwacja ukraińskich sił zbrojnych - wynika z informacji podanych przez Łubkiwskiego. Rosjanin urodził się w 1987 roku, jest mieszkańcem obwodu kirowskiego. Również on powiedział, że jest żołnierzem służby czynnej (w stopniu sierżanta) z brygady specjalnego przeznaczenia. - Przeszliśmy na terytorium Ukrainy 26 marca 2015 roku (...) w składzie drugiego batalionu w liczbie 220 osób" - mówił Aleksandrow. "Postawiono nam za zadanie obserwację sił zbrojnych Ukrainy - wyjaśnił. Batalion, według jego słów, składał się m.in. z dwóch grup rozpoznania, grupy łączności, kierowców. Aleksandrow wymienił nazwiska i stopnie wojskowe innych członków grupy. Relacjonując okoliczności zatrzymania Rosjanin opowiadał, że dowódca jego grupy rozkazał przeprowadzenie rozpoznania rejonu mostu przed miastem Szczastia. Rosjanie znaleźli tam umocnienia, obserwowali je i doszli do wniosku, że zostały one opuszczone. W tym zadaniu brał udział również kpt. Jerofiejew. Nagle Aleksandrow usłyszał strzały, zobaczył rannego żołnierza ukraińskiego, usłyszał komendę: "odwrót!" i zaczął biec, ale przewrócił się i złamał kość biodrową. Zdołał przeczołgać się do okopu, po czym zatrzymali go żołnierze ukraińscy. Ukraiński Sztab Generalny poinformował w poniedziałek o zatrzymaniu przez siły rządowe dwóch żołnierzy z oddziałów specjalnych Rosji, walczących w szeregach prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy. Dostali się oni do niewoli w sobotę w pobliżu miasta Szczastia w obwodzie ługańskim. Rosyjski resort obrony odciął się od dwóch wojskowych, oświadczając, że nie są oni czynnymi żołnierzami sił zbrojnych FR. Zażądał zarazem ich jak najszybszego uwolnienia. Ukraiński MSZ w nocie protestacyjnej podkreśla, że zatrzymanie to dowód na obecność rosyjskich żołnierzy na terytorium Ukrainy. Służba Bezpieczeństwa próbuje się skontaktować z ich rodzinami. Markijan Łubkiwski ze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy powiedział, że Moskwa milczy w sprawie zatrzymanych. Nie zainteresował się nimi nawet rosyjski konsul w Kijowie. - Jeżeli otrzymamy oficjalne pisma w tej sprawie, przekażemy odpowiedź poprzez MSZ - zapewnił.