Reaktor zatrzymano, kiedy wizytował ją prezydent Ukrainy Leonid Kuczma. Ostatni reaktor wyłączono po raz pierwszy już trzy tygodnie temu z powodu awarii elektryczności. Kolejny raz został wyłączony kilka dni temu i wczoraj tuż przed zamknięciem został uruchomiony ponownie, by dzisiaj zgasnąć na zawsze, po komendzie wydanej przez prezydenta z Pałacu Ukraina. W czasie, kiedy elektrownię wizytował prezydent, w pobliżu elektrowni demonstrowali niezadowoleni mieszkańcy pobliskich Sławutycz. W najbliższych dwóch latach ponad połowa z nich zostanie zwolniona z pracy. - Jesteśmy jak papier toaletowy. Wiadomo, że kiedy jest potrzebny, to wykorzystuje się go do ostatniego milimetra. Jak się zużyje - to się wyrzuca - powiedział jeden z protestujących. Kuczma przekonywał, że Sławutyczom nie grozi bezrobocie: "Wyłączenie reaktora nie oznacza, że zabraknie wam pracy - będzie jej ciągle pod dostatkiem". Przyszłość pracowników elektrowni - wysoko wykwalifikowanych specjalistów od energetyki jądrowej - spędza jednak sen z powiek przywódcom Ukrainy i państw zachodnich. W poszukiwaniu pracy mogą oni zawędrować do Korei Północnej i innych krajów, które marzą o własnej broni nuklearnej. Władze obiecują pracę w dwóch nowych reaktorach budowanych za zachodnie kredyty, ale ludzie w to nie wierzą. Likwidacja ostatniego reaktora trwać będzie minimum osiem lat. Wówczas usunięte zostaną ostanie pręty paliwowe, równocześnie zbudowany zostanie nowy betonowy sarkofag reaktora, który eksplodował w 1986 roku. Jednak największym problemem są tony radioaktywnych odpadów a budowa składowiska materiałów radioaktywnych dopiero trwa. Jeden z czterech czarnobylskich reaktorów wybuchł nocą 26 kwietnia 1986 roku. Świat dowiedział się o tym dopiero kilka dni później. Czy ludzie pamiętają te wydarzenia sprzed 14 lat - na ulicach Rzeszowa sprawdzał to reporter RMF FM Paweł Homa: