Rosyjski konwój z ładunkiem, deklarowanym jako pomoc humanitarna, wjechał w piątek na terytorium wschodniej Ukrainy i dotarł do Ługańska. Kijów mówi o rosyjskiej prowokacji i agresji, a UE o naruszeniu granicy Ukrainy. Walki sił rządowych z prorosyjskimi separatystami na wschodzie Ukrainy nie ustają.Wjazd konwoju potępiły Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i inne mocarstwa zachodnie, a także NATO i sekretarz generalny ONZ. Waszyngton zażądał od Moskwy wycofania konwoju grożąc - w wypadku niespełnienia tego żądania - dalszymi sankcjami. Rosyjska "prowokacja" Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zwrócił się do Rosji z apelem o przestrzeganie prawa i wyraził nadzieję, że wysłany przez nią konwój pozostanie bezpieczny. Ocenił, że działania Rosji są "rażącym naruszeniem prawa międzynarodowego". Ukraiński premier Arsenij Jaceniuk oświadczył, że rosyjski konwój jest prowokacją - Moskwa chce, żeby został zaatakowany, by zrzucić winę na władze w Kijowie. Jaceniuk podkreślił, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo konwoju ponosi dziś tylko i wyłącznie Rosja, która nie zezwoliła Ukrainie na kontrolę większości znajdujących się w nim pojazdów i odmówiła współpracy z Międzynarodowym Komitetem Czerwonego Krzyża (MKCK). Ukraina sama nie powstrzyma Rosji Wjazd konwoju potępił też pierwszy prezydent niepodległej Ukrainy Leonid Krawczuk. - To było bezpośrednie wtargnięcie - dokładnie tak, żadnej innej kwalifikacji nie można tu zastosować. Podobnie jak w przypadku rosyjskiego sprzętu wojskowego, który przenika przez granice Ukrainy i wykorzystywany jest do prowadzenia wojny na jej terytorium - powiedział polityk. Krawczuk podkreślił, że sama Ukraina nie powstrzyma Rosji; powinna to uczynić cała społeczność międzynarodowa. - Ukraina może jednak odegrać historyczną rolę państwa w awangardzie, zapobiec rozpętaniu trzeciej wojny światowej. A Zachód najbardziej boi się trzeciej wojny światowej - powiedział były prezydent. Krawczuk wyraził też przekonanie, że Rosja nigdy nie zrezygnuje z agresywnej polityki wobec Ukrainy. Może ona jedynie przybierać różne formy, np. wojny propagandowej lub handlowo-gospodarczej. Co zrobi Merkel? W sobotę oczekiwana jest w Kijowie kanclerz Angela Merkel. Ma rozmawiać z prezydentem Petro Poroszenką i premierem Arsenijem Jaceniukiem. Jest to pierwsza podróż Merkel na Ukrainę od wybuchu kryzysu w tym kraju, zapoczątkowanego ulicznymi protestami prozachodnich sił przeciwko odmowie podpisania przez ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską w końcu 2013 roku. Zdaniem obserwatorów, jadąc do Kijowa, Merkel - świadoma rosnącej roli Niemiec w świecie - udziela Ukrainie politycznego poparcia w konflikcie z Rosją i sygnalizuje partnerom z Europy Środkowej i Wschodniej, że Berlin nie będzie się dogadywał z Władimirem Putinem za ich plecami. Prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył w piątek w rozmowie telefonicznej z Merkel, że nie można było dłużej przeciągać sytuacji z konwojem z pomocą humanitarną Rosji dla wschodniej Ukrainy. Merkel wyraziła zaniepokojenie z powodu wjazdu konwoju bez zgody Kijowa. Zwołane na wniosek Litwy piątkowe nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie Ukrainy zakończyło się bez rezultatu. Ambasador Rosji w ONZ Witalij Czurkin bronił decyzji Moskwy wjazdu konwoju z pomocą humanitarną na Ukrainę i skrytykował Litwę za "torpedowanie inicjatyw Rosji" na forum ONZ. Pozostałe kraje członkowskie Rady krytykowały posunięcia Moskwy.