W środę wieczorem niezidentyfikowani napastnicy zaatakowali batalion ukraińskiej Gwardii Narodowej (dawne wojska wewnętrzne MSW) w Mariupolu, kiedy żołnierze odmówili "przejścia na stronę narodu". Szturm przerwano w nocy ze środy na czwartek. Siły MSW wciąż ścigają sprawców ataku. Według Awakowa "banda", która chciała wtargnąć do jednostki, liczyła ogółem 300 osób. "Gdy napastnicy obrzucili jednostkę wojskową granatami zapalającymi i koktajlami Mołotowa oraz otworzyli ogień w kierunku wartowników, gwardia odpowiedziała strzałami ostrzegawczymi. Następnie, gdy atak się powtórzył, zgodnie z regulaminem ogień został skierowany w stronę napastników" - czytamy w relacji ministra. Awakow poinformował, że po krótkiej walce udało się rozproszyć siły separatystów i odebrać im broń. "Biorąc pod uwagę tak agresywny atak na jednostkę wojskową, siły MSW (w Mariupolu) zostały wzmocnione przez oddział specjalny Omega. Przerzucono tu także śmigłowce" - napisał. Minister podkreślił, że pod stronie Gwardii Narodowej nie ma zabitych, ani rannych. Wśród kilkuset prorosyjskich separatystów, którzy zaatakowali jednostkę wojskową w Mariupolu, były osoby ubrane w mundury i kamizelki kuloodporne. Napastnicy domagali się od wojskowych wydania broni i poddania się. Ukraińska telewizja Espreso twierdzi, że separatystami dowodził oficer wywiadu rosyjskiej armii.Wokół jednostki wojsk wewnętrznych w Mariupolu znajdują się budynki mieszkalne. W wyniku wymiany ognia zniszczone zostały dwa mieszkania. Spłonął też jeden z budynków znajdujący się na terenie jednostki. Na Ukrainie ogłoszono na początku tygodnia zakrojoną na szeroką skalę operację antyterrorystyczną przeciwko separatystom, którzy atakują i zajmują budynki państwowe na wschodzie kraju. Władze ukraińskie oświadczają, że mają coraz więcej dowodów, iż w akcjach tych uczestniczą rosyjscy żołnierze, w tym członkowie oddziałów specjalnych rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU.