Młodzi w większości ludzie czuwający na barykadach na ulicy Hruszewskiego, prowadzącej do dzielnicy rządowej, tworzą zbrojne ramię Majdanu, na którym wcześniej demonstrowali pokojowo. - Ile można było tak stać? Staliśmy i do niczego to nie doprowadziło - powiedział PAP Roman, który do Kijowa przyjechał z okolic Lwowa. Podkreśla równocześnie, że to prezydent Wiktor Janukowycz pierwszy zaczął używać siły. - To ten mafioso zaczął - dodaje i pokazuje drewnianą tarczę z dziurą po kuli. Grupki młodych ludzi co noc pilnują barykad grzejąc się przy ogniu rozpalonym w metalowych beczkach i toczą dyskusje. - Uważam, że powinniśmy zebrać większą grupę i pójść w stronę administracji prezydenta - przekonuje dwudziestokilkulatek w kominiarce i żółto-niebieskiej kurtce reprezentacji Ukrainy. - A następny będzie Kreml - odgraża się. W nocy z piątku na sobotę kordon milicjantów stojących na Hruszewskiego dość mocno się przerzedził. W poprzek ulicy stało ponad 30 milicjantów. Inni tłoczyli się z tyłu przy ogniskach. Mimo pozornego spokoju demonstranci czuwający na pierwszej barykadzie nie tracą czujności. Na pierwszą linię strażnicy pilnujący przejść przy barykadach przepuszczają tylko ludzie zaopatrzonych w kaski. - W każdej chwili milicja może zacząć czymś w nas rzucać - tłumaczą. Za barykadą kilkunastu manifestantów otrzymuje reprymendę. - Nie może być tak, że nie wiecie kto z was jest na prawej flance, a kto na lewej! - krzyczy mężczyzna w wojskowym kasku. - Musi być lepsza organizacja - dodaje. Tydzień wcześniej demonstranci zostali w nocy postawieni przez milicję nogi. Funkcjonariusze nagle chwycili tarcze, oparte wcześniej o ziemię, zwarli szyk i zaczęli uderzać o tarcze pałkami, jakby szykując się do ataku. Tuż za kordonem milicji pojawił się wóz opancerzony z armatką wodną. Uruchomiono też ogromny reflektor, który silnym światłem omiatał szeregi demonstrantów stojących na pierwszej linii. Młodzi ludzie, gdy silne światło dochodziło do nich, patrzyli przed siebie mrużąc oczy. Mogli się liczyć z tym, że padnie pierwszy strzał, ale nie uchylali głowy. W gotowości mieli tarcze, kije i metalowe pręty. Układali też na barykadzie kostkę brukową. Wojna nerwów trwała kilka godzin. Funkcjonariusze nieprzerwanie uderzali pałkami o tarcze. Manifestanci odpowiadali gwizdami i okrzykami: "chwała bohaterom" i "Ukraina ponad wszystko". Następnego dnia odziały milicji stały spokojnie, a hałasować - uderzając kijami o metalowe beczki - zaczęli demonstranci. Obie strony co noc walczą z przenikliwym zimnem i wiedzą, że muszą być w gotowości do odparcia ataku. W ostatnim czasie na Hruszewskiego tylko w jedną noc nie było groźby ataku - gdy w czwartek 23 stycznia jeden z liderów opozycji Witalij Kliczko ogłosił tymczasowy rozejm. Był on związany z rozmowami liderów opozycji z prezydentem Janukowyczem. Gdy w nocy, po zakończeniu negocjacji, Kliczko pojawił się na Hruszewskiego i przekazał ich wyniki demonstranci nie ukrywali niezadowolenia. "Rewolucja" - zaczęli skandować. "Hańba", "Na barykady", "Kula za kulę" - krzyczeli. - Nad ranem atakujemy - rzucił jeden z nich. Następnego dnia rozejm został zerwany. Z Kijowa Grzegorz Łakomski