Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że ukraińskie władze naruszyły podstawowe prawa reportera i jego rodziny, w tym prawo do życia. Skarżąca się na nieskuteczne organy ścigania i wymiar sprawiedliwości Mirosława Gongadze mieszka dziś w amerykańskim Arlington i w rodzinnym kraju nie może doczekać się nawet wyjaśnienia zbrodni sprzed pięciu lat. Przypomnijmy, iż krytyczny wobec reżimu poprzedniego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy dziennikarz zaginął 16 września 2000 roku. Grigorij Gongadze, redaktor naczelny "Ukraińskiej Prawdy", przez wiele miesięcy był wcześniej śledzony i nękany pogróżkami. Najgorsze podejrzenia jego bliskich potwierdziły się 2 listopada 2000 roku, kiedy bezgłowe ciało dziennikarza został odnalezione. Śledztwo nie doprowadziło do ukarania winnych zbrodni. Niemniej dość szybko zaczęto podejrzewać, że do zabójstwa dziennikarza doprowadzili ludzie Kuczmy. Co do tego, iż władze ukraińskie naruszyły w tym wypadku podstawowe prawa człowieka, także prawo rodziny zabitego do wyjaśnienia owej zbrodni, sędziowie strasburscy nie mieli we wtorek żadnych wątpliwości. Wyrok zapadł jednogłośnie. Zasądzone odszkodowanie plus koszty postępowania Ukraina ma zapłacić Mirosławie Gongadze wciągu trzech miesięcy od wyroku. Przerażające taśmy Zbrodnię ujawniono za sprawą majora Mykoły Melnyczenko, byłego szefa ochrony Kuczmy, który zarejestrował rozmowy w gabinecie byłego prezydenta Ukrainy. Nikt nie zakwestionował autentyczności nagrań. A te - pełne bandyckiego języka - są wstrząsającym zapisem sprzedajności, korupcji i bezkarności ukraińskiej elity politycznej związanej z Kuczmą. Dzięki taśmom świat dowiedział się m.in., że za brutalnym zabójstwem Georgija Gongadze stoją ludzie Kuczmy, a być może nawet on sam jako ten, który nakazał zrobić z dziennikarzem "porządek". Taśmy Melnyczenki ujawniły również, że Kijów łamał embargo ONZ nałożone na Irak, sprzedając Saddamowi Husajnowi nowoczesne systemy radarowe. Dopiero w czerwcu 2004 roku tymczasowa parlamentarna komisja śledcza orzekła, że Leonid Kuczma, szef parlamentu Wołodymyr Łytwyn, były minister spraw wewnętrznych Jurij Krawczenko i były szef służb specjalnych Leonid Derkacz są zamieszani w porwanie dziennikarza. Nowa władza nazwała wyjaśnienie mordu Gongadzego do końca "kwestią honoru", a prezydent Juszczenko osobiście obiecał matce dziennikarza, że mordercy zostaną znalezieni. Trybunał przyspieszy śledztwo w kraju? Jednak czy wreszcie poznamy kulisy tej zbrodni? O tym, że nie jest to oczywiste, świadczą wypadki z 2005 roku. Gdy aresztowano trzech milicjantów podejrzanych o zabójstwo, ktoś próbował zabić granatem jednego ze świadków. Wkrótce potem znaleziono ciało Jurija Krawczenki, byłego ministra i do niedawna zaufanego człowieka Kuczmy. W 2003 r. w areszcie zginął już były oficer milicji Ihor Gonczarow, który miał znać szczegóły zbrodni. Nic dziwnego, że Mirosława Gongadze szuka sprawiedliwości na forum europejskim w Strasburgu. Od 1991 roku, jak twierdzi, na Ukrainie zabito 18 dziennikarzy. Na razie pojawiła się nadzieja na wyjaśnienie mordu nie tylko w Strasburgu. Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła 8 października sprawę karną przeciwko urzędnikom administracji byłego prezydenta Leonida Kuczmy w związku z niezgodnym z prawem zdymisjonowaniem 29 października 2003 r. prokuratora generalnego Swiatosława Piskuna, co istotnie utrudniło prowadzenia śledztwa w sprawie zabójstwa Georgija Gongadze. Czy to jednak wystarczy, by ukarać wszystkich winnych owej zbrodni na zamówienie?