"Obawiam się, że siły, które chcą, by Ukraina zeszła z europejskiej drogi nie będą się powstrzymywać od użycia przemocy" - ostrzegł szef szwedzkiego MSZ. Powszechnie panująca w Kijowie opinia jest taka, że atak może nastąpić po posiedzeniu ministrów OBWE w Kijowie. Wpis Bildta, który uczestniczył w szczycie i rozmawiał z politykami władzy, przez wielu traktowany jest jako potwierdzenie tych przypuszczeń. Roman Kabaczij, ekspert z Instytutu Masowej Komunikacji, również obawia się, że może do tego dojść. - Władza już wcześniej używała siły - mówi - a teraz może jej zależeć na pokazaniu, kto tu rządzi. A ton się zmienia. Parę dni temu wicepremier Serhij Arbuzow sugerował, że władza może zacząć rozmawiać z opozycją, wczoraj powiedział, że to bzdury. Kabaczij uważa, że powód ewentualnej interwencji Berkutu już istnieje: jest to decyzja sądu nakazująca demonstrantom opuszczenie okupowanych budynków, w tym budynku Rady Miejskiej Kijowa. Wczoraj okupujący, którzy stworzyli w Radzie Miejskiej noclegownię, jadalnię i punkt pierwszej pomocy dla protestujących, wyśmiali i wygwizdali sądowych urzędników, którzy wzywali ich do opuszczenia okupowanych budynków. Protestujący obawiają się także prowokacji. Po piątej nad ranem ochrona Majdanu przeszukała dwóch mężczyzn, którzy próbowali wnieść na teren protestującego "miasteczka" broń. Mężczyzn zatrzymano i oddano w ręce policji. - Chcemy, by protesty przebiegały pokojowo, ale jeśli Berkut zaatakuje będziemy się pewnie bronić - mówi bez przekonania młody, długowłosy student z Iwano-Frankiwska, który na Majdan przyjechał z dziewczyną i znajomymi. - Tylko, że to się nie może dobrze skończyć. Na razie trzy autobusy pełne berkutowców podjechały pod budynek prokuratury, gdzie również odbywają się protesty.