W centrum ukraińskiej stolicy zostały rozebrane przez wojska wewnętrzne dwie barykady. Władze ostrzegają przed łamaniem prawa. W czasie akcji wojsk wewnętrznych nie doszło do bójek. Protestujący są otaczani przez żołnierzy, którzy rozbierają barykady, a następnie odpychają manifestantów tarczami od budynków rządowych. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, któremu podlegają wojska prowadzące operację, uzasadniło je koniecznością umożliwienia przejazdu do siedzib władz. Ma to być odpowiedź na prośby mieszkańców. O odblokowanie centrum zaapelował też prokurator generalny Wiktor Pszonka, który zagroził, że wszyscy, którzy łamią prawo zostaną ukarani. "Nie sprawdzajcie cierpliwości władzy. Nie prowokujcie organów porządku publicznego" - powiedział w oświadczeniu telewizyjnym. Organy ścigania wtargnęły też do siedziby partii Ojczyzna Julii Tymoszenko w Kijowie. Jest to największe i najpopularniejsze ukraińskie ugrupowanie opozycyjne. Przedstawiciele organów ścigania przeszukali pomieszczenia. Według pracowników biura, kazano im w tym czasie leżeć na ziemi. Funkcjonariusze włamali się do pomieszczenia, gdzie były serwery i je zabrali. Nadchodzą sprzeczne informacje, co do tego, kto odpowiada za tę akcję: albo jest to Służba Bezpieczeństwa Ukrainy albo oddziały specjalne Berkut. Manifestanci obawiają się ataku na wielotysięczną demonstrację na placu Niepodległości. Władze jednak nic mówią o tym, że ten protest jest nielegalny. Podkreślają jednak, że niezgodne z prawem jest zajęcie 3 budynków w centrum miasta: ratusza, siedziby państwowych związków zawodowych oraz jednej z sal koncertowych. Wcześniej Wiktor Janukowycz zgodził się na organizację okrągłego stołu. Mają przy nim zasiąść przedstawiciele opozycji i władzy.Na oficjalnej stronie szefa państwa napisano, że rozmowy to idea pierwszego prezydenta Ukrainy Leonida Krawczuka. Jutro w tej sprawie mają się spotkać czterej prezydenci: obecny i 3 poprzednich. Mają omówić możliwe wyjścia z sytuacji.Piotr Pogorzelski /Kijów