W wyniku zajść dwie osoby zginęły, a pięć zostało rannych. Wśród nich jest jeden milicjant. Szef MSW Arsen Awakow ocenił, że zamieszki w Charkowie i innych miastach jego kraju wywołują "zawodowi prowokatorzy z sąsiedniego państwa". "Wiadomości rosyjskich agencji informacyjnych, które relacjonują te wydarzenia, pojawiają się, zanim jeszcze do nich dojdzie. Finansowaniem zaplanowanych burd na wschodzie i południu kraju zajmują się oskarżeni o zbrodnie przedstawiciele byłych władz Ukrainy, które weszły w sojusz z rosyjskimi ekstremistami" - napisał Awakow na swoim profilu na Facebooku. Minister zaapelował do ludności Minister zaapelował do ludności, by nie poddawała się emocjom, lecz działała wspólnymi siłami. "Złością niewiele dokonamy. Negatywne emocje w niczym nie pomogą. Pomoże tylko jedna, wspólna i spokojna mentalna odpowiedź milionów Ukraińców. Na tle naszej jedności banda prowokatorów i separatystów zniknie i zakończą się inicjowane z zewnątrz nieporządki" - czytamy. Ostrzeżono przed prowokacjami przed niedzielnym referendum Do starć w Charkowie miało dojść po kłótni między grupą prorosyjsko nastawionych osób z tzw. Antymajdanu i nacjonalistów ukraińskich z Prawego Sektora. Zaatakowano biura kilku organizacji, w tym należące do Prawego Sektora. Na opublikowanych w mediach nagraniach wideo widać było eksplozje i słychać odgłosy strzelaniny. Wcześniejsze zacięte starcia w Charkowie skłoniły władze ukraińskie do apelu o spokój. Ostrzeżono też przed prowokacjami przed niedzielnym referendum na Krymie, które ma rozstrzygnąć przyszłość tego terytorium.