- Rebelianci ostrzelali kolumnę uchodźców koło Ługańska, na drodze między miejscowościami Chriaszczuwate i Nowoswitliwka, z Gradów i moździerzy dostarczonych przez Rosję - oświadczył sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Łysenko. - Zabitych zostało wielu cywilów, w tym kobiety i dzieci - dodał. Rzecznika dowództwa operacyjnego "Północ" Anatolij Proszyn mówi o "ogromnej liczbie ofiar śmiertelnych". "Ludzie płonęli w samochodach" - Ludzie płonęli w samochodach. Po prostu nie zdążyli uciec z pojazdów, którymi ich wywożono - relacjonował. Wicepremier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Andriej Purgin zaprzeczył, jakoby separatyści stali za tym atakiem. Powiedział, że rebelianci nie byliby w stanie go przeprowadzić. Separatyści: To nie my stoimy za atakiem - To Ukraińcy cały czas bombardują drogę z samolotów i Gradów. Wydaje się, że teraz zabili więcej cywilów (...). Nie jesteśmy w stanie wysłać Gradów na ten obszar - dodał Purgin.Wcześniej rzecznik separatystów poinformował jedynie, że podczas przejazdu konwoju między bojówkami a siłami rządowymi doszło do "poważnej wymiany ognia". "Mogło dojść do tragicznej pomyłki" Zdaniem Piotr Andrusieczko z Ukraińskiego Żurnala jest mało prawdopodobne, by za ostrzałem stali Ukraińcy. Zwrócił on uwagę, że konwój był organizowany przez ukraińskie wojsko. Autokarami wywożeni są z Ługańska mieszkańcy miasta. Podobnie, jak w przypadku zestrzelonego boeinga malezyjskich linii lotniczych, mogło dojść do tragicznej pomyłki. Andrusieczko sugeruje, że separatyści są słabo wyszkoleni i to oni mogli dokonać ostrzału. Zdaniem dziennikarza, tragedia pod Ługańskiem niewiele zmieni w przebiegu konfliktu. Podkreśla on, że od dawna na wschodzie Ukrainy giną cywile. Andrusieczko uważa, że za destabilizację na wschodzie Ukrainy odpowiada Rosja, która systematycznie dostarcza broń walczącym tam separatystom.