Wybory mera odbędą się w stolicy 25 maja jednocześnie z wyborami prezydenckimi. W marcu Kliczko zdecydował, że nie będzie się ubiegał o najwyższy urząd w państwie i wspólnie ze swą partią poparł kandydaturę byłego ministra spraw zagranicznych, przedsiębiorcy Petro Poroszenki. Kliczko oświadczył w środę, że jeśli wygra wybory mera, to skupi się na usuwaniu barier, które przeszkadzają w rozwoju Kijowa. "Naszym priorytetem jest walka z korupcją. Oznacza to przejrzysty budżet Kijowa i zwolnienie skorumpowanych urzędników. Władza w stolicy powinna być kontrolowana przez społeczeństwo. Kolejny priorytet to przyciągnięcie inwestycji. Trzecim jest skierowanie wydatków z budżetu na potrzeby mieszkańców miasta" - powiedział po tym, gdy kijowska organizacja UDAR-u wysunęła jego kandydaturę. Kliczko zrzekł się udziału w wyborach prezydenckich na rzecz Poroszenki, który wśród polityków z obozu nowych ukraińskich władz cieszy się największym poparciem wyborców. Bokser opowiadał się wcześniej za tym, by siły demokratyczne Ukrainy nie rozdrabniały się w tych wyborach, lecz wysunęły w nich jednego, wspólnego kandydata. W środę na Ukrainie opublikowano wyniki badań opinii publicznej, które wskazują, że Poroszenko może wygrać wybory nawet już w pierwszej turze. Głosowałoby na niego ponad 48 proc. tych, którzy deklarują, że pójdą do urn. Była premier Julia Tymoszenko, która także startuje w tych wyborach, może liczyć na 14 proc. poparcia.