Tekst: Piotr Pogorzelski Janukowycz do stołecznego studia telewizyjnego przyjechał po opustoszałych ulicach Kijowa. Jechał wyremontowanymi ulicami w ciepłym aucie, gdy tymczasem ludzie na przystankach marzli czekając na przejazd prezydenckiej kolumny, składającej się z co najmniej kilku samochodów. Polub RAPORT ŚRODEK-WSCHÓD na Facebooku W studiu czekał już na niego życzliwy mu Sawik Szuster, znany ze swojej lojalności w stosunku do władz. To on zadał pierwsze pytanie, dotyczące poniedziałkowego szczytu Ukraina-Unia Europejska. Janukowycz odpowiedział paroma ogólnymi zdaniami. Prowadzący nie dopytał o sprawy Julii Tymoszenko i Jurija Łucenki, najbardziej problematyczne kwestie w stosunkach Kijowa i Brukseli. Dopiero później redaktorka 5 Kanału (w studiu obecnych było kilkoro dziennikarzy największych stacji) lekko popsuła szefowi państwa humor poruszając sprawę uwięzionych opozycjonistów. Tym razem prezydent również poprzestał na kilku ogólnych frazach o niezależnym sądownictwie, które jakoby na Ukrainie funkcjonuje. Zapytał przy tym: "zgadzacie się państwo chyba z tym, co mówię?" Dziennikarze przytakiwali i tylko prowadząca 5 Kanału uśmiechnęła się pod nosem, ale pewnie prezydent również i ten gest uznał za potwierdzenie swoich słów. Atmosfera w studiu była sympatyczna. Ucharakteryzowani aktorzy Pytania zadawali głównie jednak nie dziennikarze, ale "zwykli" Ukraińcy. Tych dobrano starannie. O problemy z miejscami w przedszkolach pytała... dyrektorka jednego z nich, która przedstawiła się jako matka, która ma właśnie takie kłopoty. Przemawiała z jednego z odeskich przedszkoli na tle rozstawionych ogromnych zabawek, które przyjechały tam przed "Dialogiem z krajem" i odjechały tuż po nim. Ludzie zwracali się do Wiktora Janukowycza z konkretnymi problemami, a on je rozwiązywał. Wielodzietna rodzina spod Lwowa poprosiła o autobus, prezydent zapewnił, że go dostaną. Wszystko było pod kontrolą. Pytania zadawali dokładnie wybrani rozmówcy, a na miejsca w regionach, z których można było zadać pytanie, nikt spoza listy nie miał szansy się dostać. Były one szczelnie chronione przez milicję. Wśród tych miejsc były także zakłady należące do życzliwych Janukowyczowi oligarchów, na przykład Rinata Achmetowa i Dmytra Firtasza. Jedynym miejscem, gdzie coś mogło pójść nie po myśli władz był stołeczny plac Niepodległości. Kojarzący się prezydentowi ze wszystkim, co najgorsze Majdan, gdzie zgoniono nie tylko umundurowanych milicjantów, ale też tajniaków, ledwie nie wymknął się spod kontroli, gdy pytanie chciał zadać, ktoś inny niż biedna emerytka. Sytuację jednak opanowano i Wiktor Janukowycz zapewnił, że jej problemy również zostaną rozwiązane. W lizusostwie nikogo nie przebiła aktorka z teatru z Kirowogradu, która w patetycznie usłużnym tonie dziękowała za remont tej placówki. Po zakończeniu show prezydent wrócił po pustych ulicach do zacisznego gabinetu na ulicę Bankową albo do swojej rozkosznej rezydencji pod Kijowem, przekonany, że w jego kraju wszystko jest w porządku. Spektakl Ukraina Dla kogo był ten program? Raczej nie dla naiwnych Ukraińców, którzy mieli uwierzyć, że Janukowycz rzeczywiście rozmawia z ludźmi. Wydaje mi się, że bardziej był przeznaczony dla samego prezydenta, który mógł się upewnić, że w jego kraju wszystko gra: zakłady przemysłowe pracują, przedszkola działają, szpitale przyjmują pacjentów.\ Oczywiście są pewne problemy, ale to tylko wyjątki. Prezydent, jak dobry car, niemal od razu je rozwiązywał. Cały ten - pozwolę sobie to nazwać dosłownie - cyrk pokazał, jak bardzo można odizolować prezydenta, jak umiejętnie można pokazać Ukrainę, jako krainę mlekiem i miodem płynącą. Nie twierdzę, że dla szefa państwa zbudowano wioski potiomkinowskie. Nie. Choć sytuacja ocierała się o to. Po prostu wybrano te miejsca, gdzie nie jest aż tak źle. Wiktor Janukowycz tak naprawdę niczego się nie dowiedział o swoim kraju, za to Ukraińcy mogli się wiele dowiedzieć o swoim prezydencie. Po raz kolejny, zamiast swojej siły, jakoby stając twarzą w twarz ze zwykłym obywatelem, pokazał swoją słabość. Słabość człowieka, który nie jest w stanie spojrzeć w twarz rzeczywistości, a ukrywa się, bądź też jest ukrywany za teatralną dekoracją. Piotr Pogorzelski jest korespondentem Polskiego Radia w Kijowie. Poprzednie artykuły autora: Wojna postu z karnawałem (Dez)informacja po ukraińsku Czytaj więcej na stronach "Nowej Europy Wschodniej"