Pretensje wobec obserwatorów z Gruzji wyrażała wcześniej prorosyjska Partia Regionów Ukrainy, na której czele stoi jeden z kandydatów na prezydenta, Wiktor Janukowycz. Zdaniem tego ugrupowania Gruzini zostali przysłani na Ukrainę na prośbę jego kontrkandydatki, premier Julii Tymoszenko, by zerwać głosowanie. - W związku z niejednoznaczną reakcją wobec gruzińskich obserwatorów prezydent (Saakaszwili) oświadcza, iż Gruzja nie skieruje na drugą turę wyborów prezydenckich na Ukrainie własnej misji obserwacyjnej i apeluje do obywateli gruzińskich uczestniczących w różnych misjach organizacji międzynarodowych o powrót do domu - oświadczyła w imieniu Micheila Saakaszwilego jego rzeczniczka Nana Mandżgaładze. Na pierwszą turę wyborów prezydenta Ukrainy 17 stycznia Gruzja skierowała aż 2 tysiące swoich obserwatorów. Partia Regionów ogłosiła wówczas, że wszyscy oni mają nadzorować głosowanie w obwodzie donieckim na wschodzie kraju, skąd pochodzi Janukowycz. Kilka dni przed pierwszą turą wyborów Centralna Komisja Wyborcza w Kijowie odmówiła Gruzinom rejestracji, na co Tymoszenko oświadczyła, że część jej członków została przekupiona przez Janukowycza. Z Doniecka tymczasem zaczęły nadchodzić informacje o setkach "podejrzanie wyglądających" ludzi, którzy przybywają samolotami na miejscowe lotnisko. W odpowiedzi na te doniesienia niektórzy członkowie Partii Regionów zaczęli grozić wprowadzeniem wiz dla obywateli Gruzji, a przy okazji afery wokół gruzińskiej misji dostało się również Polakom i Litwinom. W ubiegły poniedziałek Janukowycz ostrzegł, że prócz Gruzinów na drugą turę wyborów wybierają się "tak zwani obserwatorzy" z Litwy i Polski, którzy są w rzeczywistości "bojownikami, jadącymi ze wsparciem dla Tymoszenko". Janukowycz podkreślił jednocześnie, że Partia Regionów nie jest obecnie u władzy i nie posiada instrumentów, które pozwoliłyby zapobiec destabilizacji oraz ingerencji obywateli obcych państw w proces wyborczy. - Odpowiedzi powinny udzielić obecne władze (rząd Tymoszenko - red.), a jeśli tego nie zrobią, zwołamy pospolite ruszenie i pokażemy im, czym jest naród ukraiński - oświadczył wówczas Janukowycz. W wyborach 17 stycznia Janukowycz uzyskał 35,32 proc. poparcia, a Tymoszenko 25,05 proc. głosów.