- Jutro wszyscy mamy być o 10. pod budynkiem Rady Najwyższej, by usłyszano nasz głos - apelował deputowany centroprawicowej "Naszej Ukrainy" Petro Poroszenko, który wystąpił na 200-tysięcznym wiecu opozycji na kijowskim Placu Niepodległości. - Od jutra wznawiamy oblężenie budynku rady ministrów, które będzie trwało aż do zwycięstwa - oświadczył. Na jutro wyznaczono nadzwyczajne posiedzenie parlamentu, na którym opozycja spróbuje doprowadzić do obalenia rządu Wiktora Janukowycza. Lider opozycji Wiktor Juszczenko odrzucił dzisiaj propozycję premiera Wiktora Janukowycza, który zaoferował mu stanowisko szefa rządu, jeśli zostanie potwierdzone jego zwycięstwo wyborcze. Janukowycz podkreślił też, że w razie decyzji Sądu Najwyższego o powtórzeniu głosowania nowe wybory powinny się odbyć bez udziału zarówno jego samego, jak i Juszczenki. - Nie mogę przyjąć tych wariantów - skomentował propozycje Janukowycza lider opozycji. Z kolei szef sztabu wyborczego Juszczenki, Ołeksandr Zinczenko, oświadczył, że opozycja wznawia blokadę budynków rządowych w Kijowie i ogłasza mobilizację wśród swoich zwolenników, bo władza "nie rozumie innego języka". Dodał on, że przedstawiciele władz wykorzystali piątkowe porozumienie o wszczęciu rozmów politycznych w celu przezwyciężenia kryzysu po to, aby "uśpić naszych zwolenników i udowodnić, że Wiktor Janukowycz został wybrany na prezydenta". Tymczasem mediatorzy z Unii Europejskiej, Polski, Litwy i Rosji wybierają się jutro ponownie na Ukrainę. Podobnie jak w piątek do Kijowa przyjadą: Aleksander Kwaśniewski, prezydent Litwy Valdas Adamkus i bliski współpracownik prezydenta Rosji Borys Gryzłow. Prezydentowi Kwaśniewskiemu towarzyszyć ma też szef polskiego MSZ, Włodzimierz Cimoszewicz. A dzisiaj wieczorem do Kijowa przyleciał szef unijnej dyplomacji Javier Solana. Prosto z lotniska Solana udał się na spotkanie z ustępującym prezydentem Leonidem Kuczmą. W opinii Solany sytuacja na Ukrainie nie uległa pogorszeniu. - Przyjechałem w takim samym nastroju, jak w piątek - oświadczył Solana. Szturm opozycji na parlament Po południu tłum zwolenników opozycji usiłował wedrzeć się do budynku ukraińskiego parlamentu w Kijowie. Izba odrzuciła wcześniej wniosek opozycji o udzielenie wotum nieufności gabinetowi premiera Janukowycza. Lider opozycji Wiktor Juszczenko oskarżył władze o sprowokowanie tłumu. - To prowokacja. Na początku podburzali salę, a potem sprowokowali ulicę - powiedział. Telewizja 5. Kanał twierdzi, że hasło do szturmu wydał usunięty z szeregów opozycji za nacjonalistyczne wypowiedzi deputowany Ołeh Tiahnybok. Potem sytuacja zaczęła się uspokajać. Do demonstrantów wyszedł przewodniczący parlamentu Wołodymyr Łytwyn. Prosił, by powstrzymano się od szturmu. Powiedział, że parlament jest jednym z ostatnich prawowitych organów władzy. - Wszystko, co zależy od Rady Najwyższej i ode mnie jako od jej przewodniczącego, zostanie zrobione - zapewniał. Wkrótce opozycyjni posłowie Jurij Łucenko i Mykoła Tomenko wezwali swoich ludzi do odblokowania parlamentu. Część demonstrantów wróciła na Plac Niepodległości. Janukowycz się trzyma W czasie dzisiejszej specjalnej debaty w ukraińskim parlamencie Juszcenko zażądał dymisji rządu Janukowycza, podkreślając, że jest on odpowiedzialny za separatystyczne tendencje na wschodzie kraju, fałszerstwa wyborcze, jak również za grożącą niewypłacalność budżetu państwa. Opozycja przegrała jednak pierwsze głosowanie w sprawie wotum nieufności dla premiera. Jednak debata na ten temat zostanie wznowiona jutro. Dzisiejsze obrady parlamentu przerodziły się w dyskusję nad wschodnioukraińskim separatyzmem. Położone na wschodzie Ukrainy rosyjskojęzyczne regiony, w których w drugiej turze wyborów prezydenckich 21 listopada zdecydowane poparcie uzyskał Janukowycz, zapowiadają od kilku dni, że ogłoszą "autonomię", jeśli Juszczenko zostanie prezydentem. - Stoimy na progu wielkiego kryzysu państwa - powiedział podczas debaty przewodniczący Łytwyn, wzywając Prokuraturę Generalną i służby specjalne do "wydania oceny" prawnej działań autonomistów. O stosunek do separatyzmu jeden z opozycyjnych deputowanych zapytał występującego w imieniu rządu wicepremiera Mykołę Azarowa. Zastępca Janukowycza początkowo nie chciał odpowiadać, później jednak potępił tendencje odśrodkowe. - Nikt nie ma prawa do separatyzmu. Tego typu działania są niedopuszczalne - powiedział wicepremier, który pochodzi z Doniecka. - Osobiście jestem przeciwnikiem wszelkich separatyzmów - dodał. W efekcie dyskusji parlament przyjął do rozpatrzenia projekt uchwały o "zapobieganiu działalności separatystycznej", która ma ona uderzyć w tendencje odśrodkowe. Także dziś Prokuratura Generalna wszczęła sprawę karną z powodu prób naruszenia integralności terytorialnej Ukrainy we wschodnich obwodach kraju. Część analityków uważa, że za zapowiedziami trzech wschodnich, rosyjskojęzycznych regionów, może stać Moskwa, która przed wyborami popierała Wiktora Janukowycza i która chce zachować kontrolę nad uprzemysłowionymi regionami kraju. Na zjeździe w Siewierodoniecku byli m.in. mer Moskwy Jurij Łużkow i przedstawiciel rosyjskiej ambasady w Kijowie. Tymczasem gubernator wiodącego prym w dążeniach separatystycznych obwodu donieckiego ogłosił dziś, że planowane na 5 grudnia referendum w sprawie ogłoszenia autonomii regionu zostaje przeniesione. - Referendum może się odbyć nie wcześniej niż miesiąc od ogłoszenia decyzji o jego przeprowadzeniu i nie później niż dwa miesiące od niej. Decyzja taka podjęta zostanie na sesji rady obwodowej, która zbierze się jutro rano - powiedział Anatolij Błyzniuk. Obrady Sądu Najwyższego Dziś ukraiński Sąd Najwyższy wznowił omawianie skargi opozycji, która domaga się unieważnienia oficjalnych wyników drugiej tury wyborów prezydenckich z 21 listopada i odebrania zwycięstwa Janukowyczowi. Nie wiadomo, czy izba wyda werdykt jeszcze dzisiaj. Wczoraj jej rzeczniczka zapowiadała, że obrady mogą zająć do kilku dni. Według opozycji, premier zawdzięcza zwycięstwo gigantycznemu fałszerstwu wyborczemu i tylko ono pozbawiło wygranej jej lidera Wiktora Juszczenko. Oficjalnie, według Centralnej Komisji Wyborczej, Janukowycz dostał 49,46 proc., a Juszczenko 46,61 proc. głosów. Różnica między obu kandydatami wyniosła ponad 871 tys. głosów, jednak opozycja mówi o sfałszowaniu od 1,5 do 4 mln kart do głosowania. Miały być one dorzucone do urn już po zamknięciu lokali. Ponadto - twierdzi dalej opozycja - niszczono i unieważniano głosy oddane na Juszczenkę. Po niektórych regionach krążyły - według niej - autobusy z ludźmi Janukowycza, którzy głosowali po kilka razy. Telewizja 5. Kanał pokazała przypadki wystawiania na jedno nazwisko kilku zaświadczeń umożliwiających głosowanie poza miejscem zamieszkania. Wyników wyborów nie uznało żadne państwo zachodnie (gratulacje Janukowyczowi złożyły za to Rosja i Białoruś), skrytykowały je także organizacje europejskie. Za "nieważne" uznała je także w sobotę specjalna uchwała parlamentu. Wczoraj Sąd Najwyższy wbrew protestom przedstawicieli Janukowycza zaakceptował większość dowodów rzeczowych pokazanych przez prawników Juszczenki. Trybunał ma teraz dwie podstawowe możliwości. Może więc uznać zwycięstwo Janukowycza lub unieważnić wybory w części regionów. Według konstytucjonalistów, nie może on uznać całych wyborów za nieważne. Główne skargi dotyczą tych obwodów, w których olbrzymią przewagę ma Janukowycz. W gęsto zaludnionym obwodzie donieckim premier zdobył 96 proc. głosów przy oficjalnej ponad 96-procentowej frekwencji. Gdyby stracił ponad 3,5 mln oddanych tam głosów, Juszczenko wyszedłby na prowadzenie. Prawnicy twierdzą, że możliwa jest opcja kompromisowa - sąd teoretycznie może wydać werdykt, że uznaje istnienie fałszerstw, ale nie jest w stanie stwierdzić, który z kandydatów jest rzeczywistym zwycięzcą. Wówczas parlament musiałby stworzyć bazę prawną do powtórzenia drugiej tury. Nowy kandydat na prezydenta? Serhij Tyhypko, który zrezygnował wczoraj ze stanowisk przewodniczącego ukraińskiego Banku Centralnego i szefa sztabu wyborczego premiera Wiktora Janukowycza, zapowiedział, że w przypadku nowych wyborów prezydenckich na Ukrainie może sam ubiegać się o ten urząd. - Nie wykluczam, że wystawię swoją kandydaturę - oświadczył Tyhypko dzisiaj w wywiadzie dla stacji telewizyjnej 5. Kanał. Z relacji rosyjskiej agencji ITAR-TASS wynika, że zapytany o reakcję swego byłego szefa, Janukowycza na taką decyzję, Tyhypko powiedział krótko: "Myślę, że się dogadamy". Wczoraj, na konferencji prasowej w Kijowie, Tyhypko oświadczył, iż rezygnuje ze stanowiska szefa Banku Centralnego, aby "móc poświęcić więcej czasu pracy politycznej". Tyhypko, były minister gospodarki, od lata był na urlopie, aby prowadzić kampanię prezydencką Janukowycza. Jest on również przewodniczącym Partii Pracy Ukrainy (TU), która popiera zarówno Janukowycza, jak i ustępującego prezydenta Leonida Kuczmę. Zobacz raport specjalny "Ukraina wybiera"