Agnieszka Waś-Turecka, Interia: Jean-Claude Juncker dobrze nakreślił stan, w jakim znajduje się dziś UE? Kazimierz M. Ujazdowski, prof. Uniwersytetu Łódzkiego, poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia PiS, były minister kultury: - To było mocno niesatysfakcjonujące przemówienie w sferze diagnozy kryzysu. Odnotowałem wiele sformułowań ogólnych, ale zabrakło głębszej analizy. Juncker powtarza wciąż te same argumenty o negatywnej roli egoizmów narodowych. Można się z tym w części zgodzić, ale w żadnym razie nie jest to zasadnicze źródło europejskiego kryzysu. Znacznie poważniejszy charakter ma to, co nazywam złym centralizmem oraz nadmiar regulacji krępujących gospodarki europejskie i psujących zaufanie w UE. Czy odpowiedzialne za kryzys są ruchy eurosceptyczne, natomiast UE nie ma sobie nic do zarzucenia? - Przewodniczący zaprezentował jednostronność spojrzenia w sytuacji, w której bardzo często populizm czy nacjonalizm jest po prostu napędzany przez dogmatyzm federalistów, którzy każde zadanie i każdą kompetencję chcieliby przenieść na szczebel unijny. - Po szefie KE spodziewałem się bardziej dogłębnej i bezstronnej analizy. Wielu komentatorów oczekiwało, że Juncker zaprezentuje wizję Unii Europejskiej bez Wielkiej Brytanii. Czy to było? - Nie. Ale też nie musiało być, ponieważ KE nie jest instytucją przeznaczoną do aktywnej roli w zmianie traktatów. Juncker chciałby jednak wpływać na linię polityczną Wspólnoty. - To prawda, ale może to ten rodzaj skromności, który warto uszanować... To jest jednak kwestia, która należy do kompetencji szefów rządów. Szef KE zaproponował kilka rozwiązań, które miałyby pomóc w zażegnaniu kryzysu gospodarczego. Czy one wystarczą? - W żadnym razie. Przede wszystkim zabrakło programu redukcji nadmiernych obciążeń prawnych i biurokratycznych. KE sama deklarowała nowe podejście do prawa - redukcję regulacji i obciążeń, które krępują gospodarki. Tymczasem tego nie było. - Zabrakło mi też odniesienia do bardzo poważnego problemu narastania wewnętrznych barier kosztem otwartości i konkurencyjności. W postaci na przykład dyrektywy w sprawie pracowników delegowanych? - Tak. Juncker nawet powtórzył stanowisko KE w tej sprawie. Stanął po stronie tych złych protekcji. - Najbardziej charakterystyczne jest to, że ten program jest w zasadzie przewidziany dla Europy zachodniej i jest bezradny wobec wad, które obciążają eurostrefę w postaci nadmiaru regulacji czy przerostu państwa dobrobytu. Juncker zaproponował kilka elementów wspólnej polityki obronnej i wzmocnienie kompetencji unijnego ministra spraw zagranicznych. To są zmiany, które idą w dobrym kierunku? - To są różne rzeczy. Bez zmiany traktatów nie jest możliwe umocnienie pozycji wysokiego przedstawiciele ds. stosunków zewnętrznych. Ale sam pomysł europejskiego planu na rzecz rozwiązania konfliktu w Syrii jest dobrym pomysłem? - Tak. Akceptuję też zaostrzenie walki z terroryzmem i dyrektywę antyterrorystyczną, którą przedstawiła KE. - Natomiast jeśli chodzi o politykę obronną to tu jest pewna nieodpowiedzialność, ponieważ podstawą europejskiej polityki obronnej są wydatki na obronność w budżetach krajowych. Te środki są na przyzwoitym poziomie we Francji, Grecji czy Polsce i na niewystarczającym - poniżej kryterium NATOwskiego - w pozostałych krajach europejskich. W debacie po orędzi głos zabierał Guy Verhofstadt, który apelował o wspólną politykę obronną, ale jako premier Belgii redukował wydatki w tej dziedzinie... Unia ma jakąś możliwość zdyscyplinowania krajów członkowskich w tym zakresie? - Nie, ale na tym polega rola zaufania i lojalności. Można pogłębiać integrację, ale pod warunkiem, że za stoi za nami realne poczucie odpowiedzialności. Przy okazji tematu kryzysu uchodźczego, Juncker zaznaczył, że rozumie, iż wspólna polityka w tym zakresie musi być oparta na dobrowolności. Zaraz jednak dodał, że ma nadzieję, iż wszyscy w sprawiedliwy sposób włączą się w program relokacji. - Szef KE trwa przy złym wariancie. Relokacja jest mechanizmem arbitralnym. - Uważam, że Europa potrzebuje nowej formy solidarności w tej sprawie, może z większym zaangażowanie finansowym, ale w innym kształcie. Ta nowa forma musi respektować traktaty, w myśl których polityka azylowa należy do kompetencji krajów członkowskich, oraz uwzględniać realny kontekst sytuacji. Łącznie z tym, że uchodźcy nie chcę przybywać do krajów o niższej pozycji materialnej. Na samym końcu Juncker zaapelował o wzięcie większej odpowiedzialności za Unię Europejską. To słuszny postulat? - Tak, ale trzeba go powiązać z zasadą wzajemnego zaufania. Wystąpienie Junckera zabrzmiało nadmiernie jednostronnie - jakby tylko państwa miały przebudzić się do odpowiedzialności. W czasie orędzia szef KE dwa razy nawiązał do Polski. Czy można to odczytywać jako próbę załagodzenia konfliktu z polskim rządem? - Raczej nie. To była bardziej reakcja na rzeczy dramatyczne, które dzieją w Wielkiej Brytanii. Nie interpretuję tego w kategoriach politycznych. Więcej wagi przywiązywałbym do tego, co jest rzeczywiście zasadnicze - otwarcia rynku, zasady konkurencyjności, udziału Polski w nowych programach europejskich czy kształtu rozwiązań budżetowych. Czy cokolwiek Pana w tym orędziu zaskoczyło? - Zaskoczyć, nie zaskoczyło, ale mam sympatię do motywu dotyczącego obrony praw autorskich. To absolutnie odpowiada moim poglądom i formule mecenatu przyjętego w Polsce, który zakłada odpowiedzialność państwa za kulturę i ochronę praw twórców. *** Jeśli interesuje cię temat Unii Europejskiej, obserwuj autorkę na Twitterze