W konkluzjach informacji - przygotowanej m.in. przez sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Chichockiego - napisano m.in. że incydent nie miał charakteru zamachu na prezydentów Polski i Gruzji lub jednego z nich. "BOR nie miało czasu na odpowiednie przygotowanie wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji pod względem bezpieczeństwa, to jedna z zasad ochrony głowy państwa, jaka została złamana w związku z tym wyjazdem" - czytamy w informacji. W informacji dla Donalda Tuska podkreślono, że przed wylotem do Gruzji BOR nie została przekazana informacja o włączeniu do programu wizyty wyjazdu poza Tblisi do obozu uchodźców w pobliżu granicy z Osetią Południową. Ponadto zaznaczono, że polskim funkcjonariuszom chroniącym prezydenta nie przekazano informacji o zmianie trasy przejazdu i udaniu się poza obszar kontrolowany przez siły gruzińskie w bezpośrednie sąsiedztwo posterunku obsadzonego przez siły osetyńsko-rosyjskie. W konkluzjach informacji zwrócono uwagę, że gruzińska ochrona uniemożliwiła funkcjonariuszom BOR (w tym szefowi ochrony prezydenta) obecności przy Lechu Kaczyńskim. Brak współpracy ze strony gruzińskiej przejawiał się też - podkreślono - poprzez niezapewnienie funkcjonariuszom BOR należytej łączności z prezydentem. Jak oceniono, w trakcie przygotowań i przebiegu wizyty "wystąpiły niedostatki" organizacyjne, które negatywnie wpłynęły na bezpieczeństwo L. Kaczyńskiego. Zwrócono uwagę, że ostateczna decyzja o realizacji wizyty została podjęta późno - trzy dni przed terminem; przebieg wizyty od początku odbiegał od ustalonego programu; podjęta w ostatniej chwili decyzja o wyjeździe w region Achałgori wiązała się z przejazdem nierozpoznaną i niezabezpieczenia przez ochronę gruzińską drogą. "W wyniku tej decyzji obaj prezydenci znaleźli się po zmroku w rejonie podwyższonego napięcia, w którym ostatnio dochodziło do incydentów zbrojnych. Nie byli na to przygotowani funkcjonariusze BOR, członkowie delegacji i osoby towarzyszące" - czytamy.