- Nastał czas, by naród ugandyjski powstał i pokojowo protestował przeciw wynikowi wyborów (prezydenckich) oraz zażądał, by już żadne wybory nie były organizowane przez obecną komisję wyborczą - powiedział podczas spotkania z kilkuset zwolennikami w Kampali. Zdaniem Besigye, który w wyborach z zeszłego tygodnia zdobył 26 proc. głosów, komisja ta jest "niekompetentna", a wszystkie dotychczasowe wybory, które odbyły się za prezydentury Museveniego - sfałszowane. - Jesteśmy gotowi. Niech wyjdą na ulice, a zobaczą, co im zrobimy - powiedział rzecznik ugandyjskiej armii Felix Kulayigye. Besigye jeszcze przed wyborami groził, że zorganizuje protesty na wzór tych w Egipcie, które doprowadziły do obalenia wieloletniego prezydenta Hosniego Mubaraka. Museveni zapowiedział, że wsadzi do więzienia wszystkich, którzy by się na to poważyli. Grupa obserwatorów z UE oceniła, że podczas ostatnich wyborów wystąpiły poważne nieprawidłowości podczas głosowania i prowadzenia kampanii wyborczych. Ich zdaniem użyto środków państwowych, by zapewnić Museveniemu zwycięstwo. Przewodniczący komisji wyborczej odrzucił te oskarżenia. Museveni rządzi krajem od 1986 roku. Pierwsze wybory prezydenckie zorganizował w 10 lat po dojściu do władzy. Początkowo ugandyjska konstytucja dopuszczała jedynie dwie kadencje prezydenta, jednak zapis ten zmienił właśnie Museveni.