Na szczycie UE będzie też mogła w jeszcze ostrzejszych słowach i na najwyższym poziomie szefów państw i rządów potępić ataki reżimu pułkownika Muammara Kadafiego na ludność cywilną i wezwać go do ustąpienia. Zadeklaruje też zapewne wzrost tak niezbędnej pomocy humanitarnej (ponad już przewidziane 30 mln euro), w tym pomocy medycznej i żywnościowej dla tysięcy uchodźców z Libii, uciekających głównie do Egiptu i Tunezji. Nie ma jednak mowy ani o wsparciu militarnym (to byłaby decyzja co najwyżej dla NATO), ani o żadnym wielkim "planie Marshalla" dla Południa, o jaki apelują Włochy, bo na to w kryzysie w budżecie UE nie ma środków. Nie należy też spodziewać się decyzji ws. utworzenia strefy zakazu lotów nad Libią, by powstrzymać ataki na cywili. To zadanie dla Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie Chiny i Rosja są wciąż przeciw. Ponadto dyplomaci UE zastrzegają, że należy konsultować tę sprawę z Ligą Arabską, a ta spotyka się na swoim szczycie dopiero w sobotę. Przywódcy zajmą się natomiast postulatem powstańczej Narodowej Rady w Bengazi na wschodzie kraju, by uznać ją przez kraje UE "za jedynego przedstawiciela Libii". W grę wchodzi nawiązanie z nią przez UE oficjalnych kontaktów, o co apeluje Francja i Parlament Europejski. Państwa UE, choć wiele z nich zamknęło ambasady w Trypolisie, wciąż nie zerwały dyplomatycznych stosunków z reżimem Kadafiego. Francja jako pierwsza zapowiedziała w czwartek, że wyśle niebawem do Bengazi swego ambasadora. "Francuzi mają prawo podjąć taką decyzję. Nie sądzę, by wiele innych krajów spieszyło się z podobną decyzją. Jestem o tym przekonany po dzisiejszej dyskusji" - powiedział Dowgielewicz. Jak dodał, zdaniem Polski należy być w tej sprawie "dość ostrożnym". "To nie jest ten moment, kiedy trzeba decydować o uznawaniu za partnera jednej czy innej organizacji czy grupy. Kluczową sprawą jest odpowiedź na problem humanitarny". Zdaniem Dowgielewicza, na szczycie nie ma co spodziewać się konkretnych decyzji, ale raczej "dyskusji o "długofalowej odpowiedzi, jak wesprzeć te kraje (Afryki Północnej) w transformacji". "Wydarzenia na południu Śródziemnomorza stanowią wielkie wyzwanie dla Unii Europejskiej. Wierzę, że to, jaka będzie nasza odpowiedź, zdefiniuje tę Komisję Europejską na najbliższe lata. Nie możemy sobie pozwolić na myślenie minimalistyczne. Wierzę, że możemy pomóc ludziom w regionie, którzy kształtują teraz swoją własną przyszłość" - powiedziała szefowa unijnej dyplomacji Catherine Ashton, odpowiedzialna za przygotowanie szczytu. Jak podkreśliła, demokratyczne transformacje muszą być jednak przeprowadzone przez samych mieszkańców regionu, a UE powinna być "gotowa zaoferować pełne poparcie, jeśli o to zostanie poproszona". "W skali, która odpowiada historycznej naturze zmian, które obserwujemy" - podkreśliła. W przyjętej we wtorek propozycji pakietu dla Południa KE obiecała wsparcie reform demokratycznych i budowy nowych instytucji, pomoc w reformach systemów sądowniczych i walce z korupcją, a także zwiększenie kontaktów międzyludzkich (z myślą głównie o młodych i wsparciu społeczeństwa obywatelskiego) oraz pobudzanie wzrostu gospodarczego i tworzenia nowych miejsc pracy, zwłaszcza poprzez wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw (w tym celu Europejski Bank Inwestycyjny planuje dla Południa 6 mld euro kredytów do 2013 r.). Pomoc unijna będzie uwarunkowana przestrzeganiem praw człowieka, co dotychczas nie było zasadą. KE nie obiecała jednak żadnych nowych środków z budżetu UE ponad 4 mld euro już przyznane południowym sąsiadom z basenu Morza Śródziemnego na lata 20011-13. Zapowiada natomiast ich "przeorientowanie", by lepiej dostosować do nowych celów. Trudno więc tę ofertę nazwać "planem Marshalla dla Afryki Północnej", czyli pomocy na wzór tej, którą USA przekazały na ustabilizowanie i odbudowę Europy po II wojnie (1 proc. PKB USA w 1945 roku). "Wątpię, że w UE jest możliwa decyzja w sprawie takiej pomocy, skoro kraje nie chcą godzić się na wzrost budżetu o jednego centa" - ironizował w PE lider socjalistów Martin Schulz. Kilka południowych państw UE z Francją na czele, by uniknąć nowych zobowiązać finansowych, zaproponowało zwiększenie wsparcia dla południowych sąsiadów Unii poprzez redukcję pomocy dla wschodnich sąsiadów w ramach Europejskiej Polityki Sąsiedzkiej. Ten pomysł jednak upadł - zapewniły źródła dyplomatyczne, wskazując na sprzeciw innych państw, m.in. Polski, Szwecji i Węgier. Na szczycie Włochy zapewne ponowią apele o pomoc w związku z ryzykiem masowej fali imigracji, określonej jako "biblijny potop" przez jednego z włoskich ministrów. Włosi przekonują, że po upadku państwa Kadafiego i chronionych przez reżim granic do UE może próbować dostać się między 1,5 a 2,5 mln osób, które ze względu na stan wojny będą miały wszelkie podstawy, by ubiegać się o status uchodźców. Dlatego Rzym apeluje do partnerów w UE o solidarność (padł postulat 100 mln euro) i pomoc w przyjmowaniu imigrantów. W tej sprawie kraje UE są jednak bardzo podzielne i niechętne do innego wsparcia niż pomoc ekspercka na granicach. "UE musi być gotowa na tę imigrację. Ale na razie trzymajmy się faktów - na wyspę Lampedusa przybyło 5-7 tys. nowych imigrantów" - powiedziały źródła dyplomatyczne. Wielu obserwatorów obecne rewolucje w krajach arabskich porównuje do przemian z przełomu lat 80. i 90. w Europie Wschodniej i Środkowej i apeluje do UE o podobne wsparcie dla ruchów demokratycznych w Afryce Północnej. "To oczywiście proces na dekady, ale UE musi teraz pokazać, że wspiera dążenie demokratyczne tych narodów, korzystając z doświadczeń ze wschodniej Europy po upadku muru berlińskiego" - powiedział PAP dyrektor unijnego Instytutu Studiów nad Bezpieczeństwem Alvaro de Vasconcelos. - Musimy zaangażować tyle wysiłków i środków, ile wówczas zostało zaangażowanych, bez względu na kryzys gospodarczy". "UE musi jasno określić, że naszym celem jest przegrana (Muammara) Kadafiego.(...) Musimy wesprzeć rewoltę, nawiązać kontakt z opozycją i wraz z Ligą Arabską wprowadzić strefę zakazu lotów nad Libią" - apelował z kolei przewodniczący Zielonych w Parlamencie Europejskim Daniel Cohn-Bendit. "Bo jeśli Kadafi wygra, to co? Wrócimy do poprzedniej sytuacji 'business as usual'"? - pytał.