Pod koniec marca przywódcy państw unijnych polecili szefowej dyplomacji UE Federice Mogherini przygotowanie do czerwca strategii komunikacji, która pomoże przeciwdziałać prowadzonej przez Rosję kampanii dezinformacyjnej. Prace, z udziałem ekspertów z różnych unijnych instytucji, już się rozpoczęły. - Na pewno nie chodzi nam o uprawianie kontrpropagandy - zastrzega rozmówca PAP ze służb podległych Mogherini. - Będzie to strategia koncentrująca się na działaniach i ma na celu prostowanie fałszywych informacji - dodaje. Rezultatem prac może być np. powołanie grupy zadaniowej, która reagowałaby na dezinformację ze strony Rosji. Tymczasem już od kilku tygodni problemem tym zajmuje się w nieco szerszym zakresie Europejski Fundusz na rzecz Demokracji (EED), który powstał z polskiej inicjatywy. Jak mówi PAP dyrektor funduszu Jerzy Pomianowski, jest to specjalny projekt, realizowany przy wsparciu rządu Holandii, ale też mający duże poparcie kilku innych krajów, w tym Polski oraz przewodniczącej obecnie UE Łotwy. W prace nad "studium wykonalności" zaangażowanych jest blisko 90 ekspertów, w tym ludzie związani z mediami. Zdaniem Pomianowskiego problem wykracza poza zwykłą propagandę i dezinformację ze strony Rosji, ale nosi cechy inżynierii społecznej. "Nie mamy do czynienia z klasyczną propagandą w rozumieniu zimnowojennym, ale ze zjawiskiem dużo bardziej groźnym i długofalowym - przekonuje szef EED w rozmowie z PAP. - Mamy do czynienia z zawłaszczeniem pewnego obszaru medialnego, komunikacji społecznej, a tym samym bardzo ważnego instrumentu oddziaływania na emocje i umysły ludzi przez dosyć skoordynowaną grupę ludzi mediów i działaczy politycznych, wspieranych i kontrolowanych przez instytucje państwa rosyjskiego". Narzędziem są kontrolowane przez Kreml główne media rosyjskie, przede wszystkim stacje telewizyjne, szeroko odbierane także poza granicami Rosji. Według Pomianowskiego ich przekaz ma "ogromny ładunek emocjonalny i jest nakierowany na stworzenie wrażenia, że zarówno Rosji, jak i ludziom mówiącym po rosyjsku coś ze strony Zachodu zagraża". "To jest tworzenie poczucia grupowego zagrożenia i fałszowanie rzeczywistości - ocenia Pomianowski. - Można debatować, czy to się jeszcze mieści w kategoriach propagandy, czy to jest już niebezpieczna inżynieria społeczna i polityczna". W UE dopiero teraz, po wybuchu konfliktu na Ukrainie, dostrzeżono konsekwencje tych działań. Na początku roku Litwa, Dania, Estonia i Wielka Brytania wspólnie zaproponowały m.in. wspieranie wybranych rosyjskojęzycznych mediów i audycji, aby stworzyć alternatywę dla społeczności rosyjskojęzycznych korzystających dotąd z mediów kontrolowanych przez państwo rosyjskie. Pomianowski przestrzega, że sprowadzanie dyskusji do propozycji powołania jednego kanału rosyjskojęzycznej telewizji informacyjnej, która podawałaby prawdziwe informacje, to zbyt dalekie uproszczenie. - Potrzebne jest podejście wielopłaszczyznowe z wykorzystaniem internetu, komunikacji mobilnej, ale też klasycznej telewizji. Chodzi tu jednak o przekazywanie treści, która będzie w stanie w sensie emocjonalnym, nostalgicznym i kulturowym konkurować z treściami prezentowanymi przez kanały rosyjskie - ocenia szef EED. Z tym jednak wiąże się problem finansowania, bo budżety rosyjskich telewizji są nieporównanie większe, niż mogłyby mieć do dyspozycji istniejące w UE media rosyjskojęzyczne. Mimo to Pomianowski uważa, że zrównoważenie dominacji kilku sterowanych z Kremla stacji telewizyjnych jest możliwe. Jak mówi, głównym celem działań, które ma zaproponować EED w swoim raporcie, będzie "przywrócenie pluralizmu i demokratycznej debaty w przestrzeni komunikacyjnej mediów rosyjskojęzycznych". - Oczywiście to cel dalekosiężny i być może nigdy niemożliwy do zrealizowania do końca bez faktycznego i równoprawnego dostępu do rynku mediów w samej Rosji - zastrzega. Raport funduszu ma wskazać na konkretne już istniejące media czy projekty, które można wzmocnić finansowo czy też poprzez ich połączenie. Są to np. telewizje internetowe albo rosyjskojęzyczne serwisy ważnych międzynarodowych mediów, jak BBC czy Deutsche Welle, które w minionych latach ograniczały swoją działalność w języku rosyjskim. - Inna kwestia to funkcjonowanie prokremlowskich mediów na naszym rynku medialnym, przykład anglojęzycznej telewizji Russia Today pokazuje, że mamy do czynienia po prostu z naruszeniem podstawowych zasad etyki dziennikarskiej. W takiej sytuacji nie można mówić o swobodnej konkurencji mediów i trzeba egzekwować przewidziane prawem sankcje - wskazuje szef EED. Raport funduszu ma koncentrować się przede wszystkim na mediach rosyjskojęzycznych w krajach Partnerstwa Wschodniego, ale też poza nimi. Wstępne wnioski i rekomendacje zostaną zaprezentowane w trakcie majowego szczytu PW w Rydze. Z zaleceń korzystać będą mogły władze państw UE i jej sąsiadów, ale i sam Europejski Fundusz na rzecz Demokracji, który wspiera projekty dotyczące mediów w krajach sąsiadujących z Unią. Według Pomianowskiego jedna trzecia projektów wspieranych przez EED na Ukrainie związana jest właśnie z mediami. Przykładem sukcesu tych działań jest Hromadske Radio, wspierane przez fundusz od jesieni 2013 roku, które z małej rozgłośni internetowej stało się jednym z najważniejszych głosów Majdanu i dziś stara się o duże dotacje z UE. - W tej chwili priorytetem jest dla nas wschodnia Ukraina i Krym. Staramy się wspierać aktywność dziennikarzy, którzy działają w warunkach stałego zagrożenia wolności i życia. Wolne i niezależne dziennikarstwo stanowi fundament transformacji demokratycznej - mówi Pomianowski. W ciągu półtora roku od rozpoczęcia działalności EED udzielił grantów na łączną kwotę blisko 9 mln euro, z czego połowa trafia do południowego, a połowa do wschodniego sąsiedztwa UE. Składki państw unijnych do funduszu są dobrowolne, środki przekazuje 16 krajów UE i Szwajcaria, a do najważniejszych darczyńców należą Dania, Szwecja, Holandia, a także Polska. Pod koniec ubiegłego roku mandat działalności EED został rozszerzony na kraje, które nie są położone w bezpośrednim sąsiedztwie UE, w tym na Rosję.