W poniedziałek UE może przyjąć przygotowaną przez służby szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton koncepcję zaangażowania w stabilizację Republiki Środkowoafrykańskiej. W kraju tym konflikt między muzułmanami i chrześcijanami przerodził się w pogromy religijne, pochłonął życie tysięcy ludzi, a jedną piątą 5-milionowej ludności państwa uczynił uchodźcami we własnym państwie. Unia będzie też musiała uzyskać mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ na wysłanie żołnierzy do tego afrykańskiego kraju. Dopiero potem rozpoczną się przygotowania do operacji i zapadną decyzje, które kraje oraz w jakiej formie będą w niej uczestniczyć. Według źródeł dyplomatycznych trzon przyszłej misji UE stanowić będzie zapewne część sił francuskich obecnych w Republice Środkowoafrykańskiej od kilku miesięcy. W ubiegłym roku Francja wysłała tam 1600 swoich żołnierzy, by położyć kres pogromom. W grudniu w Brukseli prezydent Francji Francois Hollande apelował do krajów UE o wsparcie francuskiej operacji. Unijne plany są odpowiedzią na ten apel. Na początku stycznia szefowa dyplomacji UE zaproponowała, by w skład unijnej misji weszło od 700 do 1000 żołnierzy. Propozycja zakładała dwie opcje: żołnierze unijnej misji mieliby albo zabezpieczać lotnisko w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, Bangi, albo też zostaliby rozmieszczeni na zachodzie kraju, m.in. do ochrony ważnej drogi łączącej Republikę Środkowoafrykańską z sąsiednim Kamerunem. Ich zadaniem byłaby ochrona ludności cywilnej i zagwarantowanie dotarcia pomocy humanitarnej dla potrzebujących. Według dyplomatów kraje UE skłaniają się ku pierwszej opcji, czyli zabezpieczeniu przez misję lotniska w Bangi. Kilka państw Unii obiecało już wsparcie interwencji francuskiej w Republice Środkowoafrykańskiej. Premier Donald Tusk poinformował 20 grudnia ub.r. w Brukseli, że do 50 polskich żołnierzy pojedzie do tego afrykańskiego kraju, aby technicznie i logistycznie wesprzeć siły francuskie. Udostępnimy również wojskowy samolot transportowy Hercules C-130.