- Wszelkie użycie broni chemicznej jest nie do przyjęcia - oświadczył Mann. Dodał, że jak na razie "nie jest całkiem jasne, co się wydarzyło" w Syrii. - Mamy nadzieję, że będzie śledztwo ONZ w samej Syrii, które rzuci więcej światła na to, co się rzeczywiście stało - powiedział rzecznik. - Obserwujemy sytuację bardzo dokładnie (...). Zauważyliśmy, że reżim w Syrii nie ma zbyt wiele szacunku dla ludzkiego życia, ale nie możemy powiedzieć nic ostatecznego, zanim nie będziemy mieli dowodów - dodał. W czwartek Biały Dom przyznał, że amerykańskie agencje wywiadowcze "oceniają z różną dozą pewności, iż reżim syryjski użył broni chemicznej na niewielką skalę w Syrii". W dostępnym w internecie liście przedstawiciela Białego Domu Miguela Rodrigueza do senatorów podano, że chodzi o sarin, a podstawą do tej oceny są próbki fizjologiczne. Ale podkreślono, że konieczne jest "ustalenie wiarygodnych i potwierdzonych faktów". Prezydent Barack Obama oświadczył co prawda, że użycie broni chemicznej w Syrii całkowicie zmieni sytuację, lecz jego administracja jednoznacznie podkreśla, że zamierza działać oględnie, pamiętając o lekcji sprzed 10 lat - z rozpoczęcia wojny w Iraku. Na początku kwietnia Syria odrzuciła propozycję zbadania przez misję ONZ doniesień o użyciu w tym kraju broni chemicznej. Misja miała zweryfikować informacje o odpaleniu w marcu pocisku z głowicą chemiczną w prowincji Aleppo. O przeprowadzenie ataku oskarżały się wzajemnie reżim prezydenta Syrii Baszara el-Asada i syryjscy rebelianci. Zachodni eksperci wojskowi szacowali w końcu zeszłego roku, że Syria ma cztery rozsiane po kraju arsenały broni chemicznej i jest w stanie produkować bojowe środki chemiczne, takie jak gaz musztardowy, sarin czy VX, gaz drażniący układ krwionośny i nerwowy.