Według niej UE jak dotąd dobrze sobie radziła bez konstytucji i po odrzuceniu Traktatu Lizbońskiego przez Irlandczyków może rozwiązywać różne kwestie dotyczące jej funkcjonowania stopniowo, jedną po drugiej. Wśród tych kwestii wymienia: ustalenie, czy urząd prezydenta UE jest potrzebny, pro i kontra wspólnej polityki zagranicznej, różne aspekty polityki społecznej i ekonomicznej. "Może to oznaczać, że UE będzie bardziej ograniczona w tym, co może zrobić jako Unia, i że zakres polityki, co do którego wszyscy jej członkowie będą zgodni okaże się węższy, niż był w przeszłości, ale ostatnie lata, dzielące UE od dwóch ekspansji na kraje postkomunistyczne nie dały powodów do wpadania w czarnowidztwo, wprost przeciwnie" - napisała. "Utrzymanie modelu funkcjonowania UE z ostatnich kilku lat, bez potrzeby nowego traktatu, decydowanie o tym, czy poszczególne porozumienia są potrzebne w miarę, jak kwestie wymagające rozwiązania pojawiają się na agendzie, wygląda na najlepszą receptę na przyszłość" - sądzi Maddox. Polemizuje zarazem z argumentem zwolenników Traktatu Lizbońskiego, jakoby bilans kosztów i korzyści przemawiał za jego przyjęciem. Wskazuje, że niektóre z domniemanych korzyści i kosztów na obecnym etapie nie są widoczne, a zatem bilansu nie da się przeprowadzić. Maddox przyznaje, że trudności, na jakie napotyka funkcjonowanie UE złożonej z 27 członków są oczywiste. Traktat Lizboński miał usunąć niektóre z nich pozbawiając poszczególne kraje możliwości blokowania polityki uzgodnionej przez pozostałe, ale wyniki referendów we Francji, Holandii i obecnie Irlandii dowodzą jej zdaniem, że takiego właśnie rozwiązania wyborcy nie chcą.