Brown jest w stałym kontakcie telefonicznym z premierem Indii Manmohanem Singhiem. - Terroryści działający w jednym kraju mogą otrzymywać wsparcie z innego, dlatego międzynarodowa współpraca w zwalczaniu terroryzmu jest bardzo ważna, w tym również zacieśnienie współpracy brytyjsko-indyjskiej - podkreślił Brown. Brytyjski premier zapowiedział, że Londyn gotów jest udzielić rządowi Indii pomocy w śledztwie. Władze stanu Maharasztra, którego stolicą jest Bombaj, zdementowały w sobotę doniesienia medialne o udziale Brytyjczyków w zamachach. Rząd Indii uważa, że napastnicy pochodzili z zagranicy. Powołując się na anonimowe źródła tygodnik "Sunday Times" twierdzi, że Delhi ma dowody, iż terroryści otrzymywali instrukcje z Pakistanu. Pismo cytuje wysoko postawionego przedstawiciela lokalnych władz stanowych, którego zdaniem istnieją dowody, iż terroryści w czasie ataku telefonowali do Pakistanu. Według indyjskiej lokalnej telewizji NDTV w atakach uczestniczyli "obywatele brytyjscy pakistańskiego pochodzenia". Źródłem tych doniesień ma być terrorysta ujęty przez indyjską jednostkę specjalną. Pozostałych dziewięciu zginęło. Sobotni "The Sun" twierdzi, że dwóch uczestników ataków pochodzi z Bradford lub Leeds w Yorkshire, a więc z rejonu, w którym działała komórka zaangażowana w zamachy na londyńskie metro 7 lipca 2005 r. Gazeta powołuje się na indyjskie źródło wojskowe, według którego przy dwóch spośród dziewięciu zabitych terrorystów znaleziono paszporty brytyjskie. Nie ma jednak pewności, czy są to ich paszporty, czy też cudze. W atakach w Bombaju zginęło co najmniej 195 osób, z czego 22 obcokrajowców, w tym jeden Brytyjczyk, 73-letni Andreas Liveras. Rannych zostało blisko 300 osób, w tym 23 cudzoziemców, przy czym siedmiu z nich to Brytyjczycy.