Szacuje się, że roczny dochód z prostytucji to ok. 200 mld dolarów; w ciągu roku sutener może zarobić ok. 100 tys. euro na każdej z pracujących dla niego kobiet. To dochodowa "gałąź przemysłu" i coraz częściej słyszy się o pomysłach, żeby ją opodatkować, jednak nie wolno zapominać, że prostytucja to rodzaj niewolnictwa i przemocy wobec kobiet - przekonywały uczestniczki debaty. Jak mówiła Pierette Pape z Europejskiego Lobby Kobiet, prostytucja zawsze opiera się na nierówności, na wykorzystywaniu słabszych przez silniejszych. Przeważająca większość prostytutek to kobiety, a klientami są głównie mężczyźni, dlatego można powiedzieć, że prostytucja jest zjawiskiem zorientowanym na płeć - związanym z nierównością płci i patriarchatem. Podkreśliła, że prostytucja jako taka jest formą przemocy wobec kobiet, a często również wiąże się z przemocą - od 80 proc. do 95 proc. prostytutek doświadczyło przemocy (takich jak gwałt czy molestowanie przez pedofila), zanim trafiło do tego zawodu, 62 proc. zostało zgwałconych już podczas wykonywania tej pracy, wiele doświadczyło innych form przemocy, czy to ze strony swoich "opiekunów", czy klientów. Tymczasem aż 27 proc. mężczyzn uważa, że nie można zgwałcić prostytutki. Pape podkreśliła, że jako społeczeństwo zrobiliśmy wiele, by wyeliminować takie patologie jak gwałty, kazirodztwo, teraz musimy podjąć wysiłki, by wyeliminować również prostytucję, zwłaszcza tę pod przymusem. Jej zdaniem te działania powinny być zorientowane na zmniejszanie popytu - pomoc kobietom i kryminalizację korzystania z usług prostytutek. Podobnego zdania jest Nina Sankari z European Feminist Initiative. W jej opinii karanie za korzystanie z usług prostytutek może być o tyle skuteczne, że odstraszy klientów, którzy są najważniejsi w każdym biznesie. Przypomniała, że są różne postawy wobec prostytucji: tolerancja, która w praktyce jest najbardziej powszechna, prohibicja, która nigdzie jeszcze się powiodła, nawet w krajach islamskich, gdzie całkowity zakaz prostytucji jest omijany. Coraz powszechniejszy jest regulacjonizm, czyli próba legalizacji i uregulowania prostytucji. Zdaniem Sankari oznacza to, że państwa chcą czerpać z tego zyski, a ponieważ jest to "przemysł" dochodowy, może być dobrym sposobem na zwiększenie dochodów budżetu w okresie kryzysu. Dodała, że karanie klientów jest formą abolicjonizmu - takie rozwiązania przyjęła część krajów skandynawskich. W Polsce mamy inną jego formę - karalne jest czerpanie zysków z prostytucji oraz stręczycielstwo, sutenerstwo i kuplerstwo. - Jeżeli w grę wchodzą pieniądze, gdy jedna ze stron płaci za seks, nie można mówić o wolności. Niezależnie od tego, jakie ma motywy. Prostytucja zawsze jest rodzajem niewolnictwa - przekonywała. Małgorzata Tarasiewicz z Polskiego Lobby Kobiet przypomniała, że bardzo wiele prostytutek trafia do tego biznesu wbrew swojej woli, często jako ofiary handlu ludźmi. Trudno więc w tym przypadku mówić o dobrowolności i prawie do rozporządzania własnym ciałem, co często jako argument podnoszą zwolennicy prostytucji.