Trzy rodziny kilka tygodni temu uciekły z Libii do Tunezji, gdzie mieszkały w prowizorycznych obozach. Do Polski przyleciały rządowym samolotem z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Teraz w ośrodku w Dębaku koło Warszawy czekają na przyznanie im statusu uchodźcy. Czteroletnia Sara wraz z mamą, tatą i czwórką rodzeństwa pochodzi z Erytrei. Jej rodzina uciekła kilka lat temu ze swojej ojczyzny do Libii, by teraz uciec ponownie - z Libii do Tunezji. Wśród szesnaściorga uchodźców jest też druga rodzina z Erytrei i trzecia z Nigerii. Przylot do Polski to dla nich koniec koszmaru, który prześladował ich nawet w obozach w Tunezji. - Żołnierze w Tunezji to kryminaliści. Oni biją uchodźców i kradną im, co się da - mówi Daniel, ojciec rodziny z Nigerii. Jak dodaje, jego największym marzeniem jest teraz posłać dzieci do szkoły, w tym na naukę polskiego. Każda rodzina ma w ośrodku w Dębaku swój pokój. Do dyspozycji są też łazienka, kuchnia i plac zabaw. Trzy razy dziennie podawane są posiłki, a ośrodek specjalnie dla uchodźców kupił dodatkowe porcje ryżu. Wszyscy Afrykańczycy są chrześcijanami i byli już na mszy w miejscowym kościele. - Byliśmy jedynymi czarnymi, a wszyscy inni w kościele byli biali. Ale ksiądz nas bardzo miło powitał - opowiada Evelyn z Nigerii. Zaraz po przylocie na Okęcie wszystkie rodziny złożyły wnioski o przyznanie statusu uchodźcy. - Procedura ustawowo trwa sześć miesięcy, ale w wyjątkowych przypadkach możemy ją nawet przedłużyć - mówi Ewa Piechota z Urzędu do Spraw Cudzoziemców. Wszyscy Afrykańczycy są już po badaniach lekarskich, a ich stan zdrowia jest bardzo dobry, choć aklimatyzacja do polskich warunków potrwa jeszcze kilka tygodni. Na całym świecie obchodzony jest dzisiaj Międzynarodowy Dzień Uchodźcy. Święto to zostało ustanowione 10 lat temu przez ONZ.