Wzmocnione drutem kolczastym zapory zdemontowano przy użyciu dźwigów i przecinaków do metalu. Barykady miały uniemożliwić dostęp do tej części Islamabadu, gdzie mieszczą się instytucje rządowe i placówki dyplomatyczne. Policję poinstruowano, by powstrzymała się od przemocy i nie podjęła ona interwencji, gdy demonstranci sforsowali zapory. Marszowi protestacyjnemu przewodzili były zawodnik krykieta o światowym rozgłosie Imran Khan, stojący na czele reprezentowanego w parlamencie antysystemowego Pakistańskiego Ruchu na Rzecz Sprawiedliwości (PTI) oraz muzułmański duchowny Tahir ul-Qadri, który kontroluje sieć islamskich szkół i placówek charytatywnych. Według policji, demonstracja zgromadziła około 55 tys. ludzi. Na kilka godzin przed rozpoczęciem marszu minister spraw wewnętrznych ogłosił, że do powstrzymania demonstrantów zostanie użyte wojsko. Jak się uważa, miało to zasygnalizować brak poparcia protestujących ze strony sił zbrojnych. Dowodzi to również, że opozycja zmusiła rząd do szukania oparcia w dysponującym w Pakistanie przemożnymi wpływami wojsku mimo głębokiej wzajemnej nieufności, jaka dzieli obie te instytucje. Protest jest reakcją na działalność utworzonego 15 miesięcy temu rządu, który nie potrafi uporać się z wysokim bezrobociem, ciągłymi zakłóceniami w dostawach energii elektrycznej i rebelią zbrojną talibów. Obaj liderzy protestu domagają się ustąpienia premiera - Khan oskarża Sharifa o sfałszowanie wyników ubiegłorocznych wyborów, a Qadri o korupcję. Ich zwolennicy reprezentują odrębne warstwy społeczne i rozbieżne poglądy jaką drogą ma podążać Pakistan po odejściu Sharifa. Dlatego demonstrowali dotąd oddzielnie, ale we wtorek Qadri ogłosił marsz na parlament, do czego dzień wcześniej wezwał Khan.