Barki desantowe powoli dobijały do normandzkiego brzegu. Tom Wallance wskoczył do lodowatej wody i ruszył w kierunku plaży. "To jest ten dzień" - taka myśl przeszła sierżantowi przez głowę, kiedy brodził w wodzie, unikając niemieckich kul. A te zbierały śmiertelne żniwo. Niemcy ulokowani w bunkrach znajdujących się na plaży mogli bezkarnie ostrzeliwać amerykańskich żołnierzy, którzy próbowali podejść jak najbliżej. Wallance runął na piasek tuż pod umocnieniami wroga. Pocisk pogruchotał mu kości lewej dłoni i prawy bark. Ciężko oddychając, patrzył na martwych kolegów ze 116. Dywizji Piechoty, którzy zginęli zaledwie kilka minut po opuszczeniu barek. Pierwsze godziny lądowania alianckich żołnierzy na wybrzeżu północnej Francji 6 czerwca 1944 r. nie napawały optymizmem. Czy operacja o kryptonimie "Overlord" miała się zakończyć klęską? Wielu żołnierzy, którzy przeszli przez piekło na plaży Omaha, mogło tak myśleć. Los jednak okazał się łaskawszy. Czas na finalny atak Późną wiosną 1944 r. armia niemiecka ponosiła porażkę za porażką. Wojska alianckie kontynuowały zwycięski marsz w Afryce Północnej i we Włoszech. Nadszedł czas decydującej rozgrywki. Przeprawa sił sprzymierzonych przez kanał La Manche i lądowanie na normandzkich plażach miały być początkiem zwycięskiego marszu na Berlin. Niemcy, przeczuwając, że otwarcie drugiego frontu w Europie może nastąpić w północnej Francji, zaczęli się przygotowywać do obrony atlantyckiego wybrzeża. Misję powstrzymania alianckiej inwazji otrzymał jeden z najwybitniejszych dowódców - feldmarszałek Erwin Rommel. Oprócz umocnień stacjonarnych i zaplecza personelu Niemcy mieli potężnego sprzymierzeńca - złą pogodę. Opady deszczu i wiatr mogły przeszkodzić siłom alianckim w przeprowadzeniu desantu. Głównodowodzący wojsk sprzymierzonych gen. Dwight Eisenhower do końca wahał się, nie wiedząc, czy atak na początku czerwca 1944 r. będzie skuteczny, ze względu na fatalne warunki atmosferyczne. Podczas narad sztabowych miał wątpliwości. "Nie wiem, czy moja decyzja jest dobra... Nie możemy dłużej czekać, musimy uderzyć" - mówił. W nocy z 5 na 6 czerwca 1944 r. aliancka machina wojenna została rzucona przez kanał La Manche w kierunku wybrzeża Francji. Właśnie tam, na pięciu plażach oznaczonych kryptonimami: Utah, Omaha, Gold, Juno i Sword, miało dojść do najpotężniejszego desantu podczas II wojny światowej. Do akcji przystąpiły okręty i samoloty. Pierwsze do boju ruszyły wojska powietrznodesantowe. Brytyjscy komandosi mieli wylądować niezauważeni na tyłach wroga, przejąć i utrzymać dwa mosty - na rzece Orne i na kanale Caen. Dowodzący mjr John Howard mówił do swoich żołnierzy: "Panowie, od nas zależy, czy uda się zablokować Niemców, aby na plaże nie dotarły posiłki. Amerykanie bardzo na nas liczą". Pod ogniem artylerii Niemcy byli całkowicie zaskoczeni pojawieniem się Brytyjczyków. Wpadli w panikę, jednak po przegrupowaniu stawili zaciekły opór wojskom alianckim. Meldunki, które docierały do sztabu głównego Wehrmachtu, wskazywały, że Brytyjczycy rozpoczęli natarcie z powietrza. Mjr Werner Pluskat, dowodzący artylerią w rejonie plaży Omaha, z niepokojem słuchał w bunkrze meldunków o starciach w okolicy Neuville-au-Plain. To jednak było niczym w porównaniu z tym, co zobaczył przez lornetkę, spoglądając w stronę kanału La Manche. Jego oczom ukazały się tysiące okrętów płynących z maksymalną prędkością. Dzwoniąc do sztabu generalnego, Pluskat krzyczał jak oszalały: "To jest inwazja! 10 tys. okrętów zmierza w naszą stronę!".Kiedy nad plażą Omaha wstawał nowy dzień, 6 czerwca 1944 r., alianci rozpoczęli ostrzał wybrzeża. Tysiące dział pluło śmiercionośnymi pociskami. Do akcji włączyło się lotnictwo, które miało za zadanie zbombardować niemieckie gniazda karabinów maszynowych. Niemcy odpowiadali potężnym ogniem ze swoich stanowisk. Na normandzkim wybrzeżu panował chaos. Silny wiatr i wysokie fale przewróciły część barek płynących do brzegu. Niemcy, widząc problemy aliantów, seriami z karabinów masakrowali żołnierzy, którzy znaleźli się w wodzie. Ukryte w specjalnych brezentowych osłonach czołgi były zalewane przez fale zaraz po zwodowaniu. Dochodziło do zalania silników i maszyny wraz z załogami szły na dno. Pozbawione łączności oddziały piechoty nie wiedziały, że nie są już osłaniane przez wojska pancerne. Od tej chwili musiały radzić sobie same. Ci, którzy wyskoczyli z barek i kierowali się w stronę plaży, byli w szoku. Niemiecki ogień stawał się coraz silniejszy i zbierał krwawe żniwo. Jeden z żołnierzy, który przeżył desant na plaży Omaha, opisując po latach D-Day, powiedział: "W najgorszych snach nie wyobrażałem sobie takiego horroru".Pourywane ręce i nogi, korpusy z wnętrznościami wylewającymi się na zewnątrz czy głowy oderwane od tułowia doskonale obrazowały dramat, jaki rozgrywał się na normandzkich plażach. Przedstawiony przez Stevena Spielberga i operatora Janusza Kamińskiego desant z "Szeregowca Ryana" pozwala choć trochę wczuć się w wydarzenia D-Day. Łatwiejsza przeprawa Z minuty na minutę plaża Omaha zapełniała się amerykańskimi żołnierzami. Ci, którzy przetrwali niemiecki ostrzał, leżeli skuleni w pobliżu linii umocnień wroga. W tym samym czasie siły kanadyjskie rozpoczęły desant na plaży Juno. Wysokie fale skutecznie utrudniały lądowanie, a odpływ odsłonił pułapki, które Niemcy zostawili przy brzegu. Pale z drutem kolczastym i dryfujące miny uszkodziły dużą część kanadyjskich barek. Mimo to większość oddziałów piechoty dotarła na brzeg. Kanadyjczycy, osiągając plażę, mogli liczyć na wsparcie czołgów - ciężkie maszyny już czekały, aby osłaniać idących w głąb lądu. Zaciekłe walki trwały od Courseulles-sur-Mer do Bernières. Por. W.G. Herbert wraz z dwoma żołnierzami wykazał się niesamowitą odwagą. Skradając się do falochronu, za którym Niemcy mieli stanowisko ogniowe, zaatakowali bunkier, który unieszkodliwili zaledwie w kilkadziesiąt sekund. Za ten wyczyn zostali odznaczeni Legią Zasługi. Jednostki kanadyjskie mogły spokojnie się posuwać w głąb terytorium.Brytyjczycy, którzy wylądowali na plaży Gold, nie napotkali tak jak Amerykanie na Omaha huraganowego ognia. Dzięki temu oddziały szybko przedostały się z plaży na wyżej położone tereny. Niemieckie bunkry i stanowiska ogniowe kapitulowały jedno po drugim. Wielu żołnierzy wolało trafić do niewoli, niż zginąć od brytyjskich kul. Po ciężkich walkach zdobyto miasteczko La Rivière. Brytyjczykom udało się zabezpieczyć całą plażę Gold i ruszyć dalej na południe.Sierż. Bill Petty, biorący udział w likwidowaniu niemieckich stanowisk artyleryjskich usytuowanych na klifie pomiędzy plażami Utah i Omaha, tak wspominał tę akcję: "Wspinaliśmy się cały czas do góry, a kule świstały nam nad głowami. Czułem strach, potężny strach. Szczególnie kiedy idącemu za mną st. szer. Robertsowi szkopy przestrzeliły linę. Chłopak runął ponad 100 m w dół... Widok był makabryczny".Po osiągnięciu najwyższego punktu nabrzeża amerykańscy komandosi ppłk. Jamesa Ruddera dotarli do kompleksu bunkrów. Po unieszkodliwieniu niemieckich załóg okryte złą sławą umocnienia Pointe du Hoc okazały się nie tak groźne. Zamówione przez Rommla potężne działa nie dotarły na czas. Kilka kilometrów dalej zatrzymał je amerykański patrol. Bezradność Niemców O ile oddziały z plaż Utah, Sword, Gold i Juno przełamały niemiecką obronę i konsekwentnie przesuwały się w głąb terytorium, o tyle na Omaha siły amerykańskie w dalszym ciągu walczyły o przetrwanie. Gen. Omar Bradley krzyczał przez radiostację: "Nie damy rady! Muszę wycofać moich ludzi!". Jednak dowodzący atakiem gen. Norman Cota jeszcze raz poderwał swoich żołnierzy do walki. Wydał jasny rozkaz: "Robimy wszystko, aby przetrzeć drogę z plaży w głąb lądu".Dzięki osłonie czołgu buldożera Amerykanie przesuwali się naprzód i zbliżyli do niemieckich stanowisk. Nie mieli litości dla wrogów, którzy zabili tylu ich towarzyszy broni. Bunkry były niszczone jak domki z kart, a wielu Niemców podpalonych miotaczami ognia umierało w niewyobrażalnych męczarniach. Na plaży Omaha wylądował drugi i trzeci rzut desantu. W niemieckim sztabie gen. Erich Marcks nie wierzył własnym uszom, otrzymując meldunki o alianckich postępach. Wszystko stało się jasne - jeżeli siły brytyjskie zdobędą Caen, będzie to początek końca walki o Francję. Niemcy skierowali w rejon miasta dwa bataliony pancerne. Brytyjczycy byli przygotowani na najgorsze. Rajd niemieckich czołgów został jednak całkowicie zablokowany, zanim dotarły one do plaży. Potężne działa kaliber 76,2 mm nie pozwoliły, aby doszły zbyt blisko Caen.Zabezpieczający mosty na kanale Caen brytyjscy komandosi mjr. Howarda skakali z radości, kiedy ujrzeli idące z naprzeciwka oddziały szkockiej piechoty. Był to szczególny moment - doszło do spotkania sił biorących udział w desancie morskim i powietrznym. Wniosek był prosty: operacja "Overlord" zakończyła się sukcesem. Początek końca imperium Feldmarszałek wiedział już, że przejście aliantów z wybrzeża w głąb lądu oznacza powolną zagładę niemieckich wojsk. Potężna machina nie zatrzyma się. Zwracając się do adiutanta, Rommel powiedział wprost: "Gdybym to ja był alianckim dowódcą, po tym wszystkim, co widziałem i co osiągnęły wojska, zakończyłbym tę wojnę w 14 dni".Czy była to realistyczna uwaga, czy też kurtuazja wobec sił sprzymierzonych? Jak wiemy, na ostateczny triumf nad nazistowskimi Niemcami alianci musieli poczekać jeszcze trochę ponad 10 miesięcy.Lądowanie w Normandii przyniosło największą klęskę armii niemieckiej na froncie zachodnim. Odcięci od francuskich portów naziści nie mogli już liczyć na wsparcie U-Bootów. Zakłady przemysłowe zostały pozbawione surowców, które transportowano drogą morską. Luftwaffe utraciła systemy radarowe wczesnego ostrzegania, które znajdowały się na francuskim wybrzeżu. Dzięki temu alianckie lotnictwo mogło bombardować niemieckie miasta, a zdobyte lotniska na terenie Francji były doskonałą bazą dla amerykańskich i brytyjskich bombowców i myśliwców. Każdy kolejny tydzień i miesiąc oznaczał coraz gorszą sytuację Trzeciej Rzeszy. Otwarcie drugiego frontu zapoczątkowane desantem w Normandii było gwoździem do trumny hitlerowskich Niemiec. Już nic nie było w stanie uratować jednego z najbardziej zbrodniczych reżimów w dziejach ludzkości.Konrad Szelest