"Obóz dla uchodźców zorganizowany na byłym lotnisku Tempelhof robi ponure wrażenie. Kody wybite na opaskach zakładanych na rękach imigrantów przywołują w Polakach jednoznaczne skojarzenia. Ale Europę rozsadzić mogą tym razem nie niemieckie uprzedzenia do innych nacji, ale kuriozalna poprawność polityczna i niedostrzeganie zbliżającego się nieuchronnie starcia kultur" - czytamy na łamach tygodnika "ABC". Imigranci, z którymi rozmawiał dziennikarz "ABC" są rozczarowani i zawiedzeni. Nie spodziewali się tego, co zastali na miejscu. - Mieszkamy w ogromny tłoku - mówi mieszkaniec Tempelhof - Pokoje są przepełnione. Często mieszka w nich po kilka rodzin. W moim jest siedem osób. Nie tylko Syryjczycy. Jest też chociażby Irakijczyk. Problem jest z toaletami, bo nikt ich nie sprząta i musimy stać w ogromnych kolejkach, a trzeba tam iść, na zewnątrz, 10-15 minut. I swoje odczekać - dodaje. Wielu narzeka też na jedzenie. Europejskie posiłki nie przypadły im do gustu. "Dziwnie czuje się człowiek, gdy słyszy od osób uciekających z kraju ogarniętego wojną, że nie smakuje im darmowy posiłek" - komentuje tygodnik "ABC". Imigranci narzekają również, że kieszonkowe, które dostają od Niemców, jest za niskie. Jedni mówią o 100, a inni o 200 euro na miesiąc. W kolejnych miesiącach zadeklarowano przyznanie imigrantom 300 euro miesięcznie. "A jak znaleźć pracę, gdy nie zna się języka, a po angielsku można wydukać jedynie kilka słów?" - pyta "ABC". "Ubrania dostali, często nawet dresy czy szaliki FC Barcelony" - czytamy w tygodniku.