Pochodnię zapalono w piątek u podnóża Matterhornu w symbolicznym hołdzie dla tybetańskiej Czomolungmy - Bogini Matki śniegu (Everestu) w Himalajach. Na początku maja Chińczycy chcą wnieść na Everest pochodnię olimpijską, co Tybetańczycy uważają za ostentacyjne potwierdzenie chińskiej władzy nad Tybetem. - Nie ma potrzeby wnoszenia pochodni na Everest - powiedział rzecznik Tybetańczyków Wangpo Tethong. Organizatorzy sztafety z tybetańską pochodnią wolności to ponad 150 protybetańskich organizacji z całego świata. Domagają się one autonomii dla Tybetu i chcą, by Międzynarodowy Komitet Olimpijski zmienił trasę oficjalnej sztafety, która wzbudziła protesty w Londynie, Paryżu, Los Angeles. - MKOl powinien dać Pekinowi wyraźny sygnał, by nie pozwolono na sztafetę w Tybecie. To niewielka sprawa, ale dla Tybetańczyków miałaby duże znaczenie - powiedział Tethong. MKOl powtórzył jednak w czwartek, że popiera oficjalną trasę, podkreślając, że sztafeta nie miała dotąd spokojnego przebiegu, na jaki zasługuje ze względu na swoją pokojową symbolikę. Nieoficjalna tybetańska sztafeta również rozpoczęła się w Olimpii, 10 marca, kiedy w stolicy Tybetu Lhasie doszło do manifestacji z okazji rocznicy antychińskiego powstania z 1959 roku. W wyniku demonstracji i zamieszek w Tybecie i autonomicznych tybetańskich okręgach na zachodzie Chin zginęło - według tybetańskich ugrupowań - kilkaset osób, a według strony chińskiej - 22. Pekin oznajmił w piątek, że gotów jest do rozmów z przedstawicielami Dalajlamy XIV, duchowego przywódcy Tybetańczyków, co z zadowoleniem powitał on sam, jak i liczni przywódcy światowi, którzy apelowali o podjęcie takiego dialogu. Tybetańska sztafeta będzie trwała w Szwajcarii pięć dni. Przewidziano zapalenie pochodni w sobotę podczas demonstracji przed szwajcarskim parlamentem w Bernie. We wtorek pochodnia ma dotrzeć pod siedzibę MKOl w Lozannie, skąd uda się do stolicy Danii, Kopenhagi.