Dalajlama wyraził nadzieję, że rząd chiński rozpocznie w ciągu kilku tygodni poważne negocjacje z jego przedstawicielami na temat większej autonomii dla Tybetu. Zaznaczył jednak, że bardziej radykalni Tybetańczycy, którzy nawołują do konfrontacji z Chinami, coraz bardziej tracą wiarę w strategię "uzyskania autonomii poprzez pokojowy dialog". Spytany o to, czy traci kontrolę nad swoimi zwolennikami, dalajlama odpowiedział: "Tak, oczywiście. Moje działania nie przyniosły konkretnych rezultatów, więc ta krytyka staje się coraz silniejsza". Dalajlama wielokrotnie odrzucał rozwiązanie kwestii Tybetu z użyciem przemocy. "Musimy nadal służyć tej słusznej sprawie kierując się zasadami nie stosowania przemocy. Jeśli przemoc wymknie się spod kontroli, moim jedynym wyjściem będzie rezygnacja" - powiedział dalajlama. Zauważył, że wielu Tybetańczyków okazuje "wyraźne oznaki frustracji" z powodu braku postępu w rozmowach z Chińczykami. "Wielu Tybetańczyków uważa, że nasza zasada nie stosowania przemocy nie przynosi efektu" - dodał. "Financial Times" dodaje, że czerwcowe spotkanie przedstawicieli dalajlamy z chińskimi władzami będzie decydujące w określeniu, czy Pekin zdoła wyciszyć sprawę Tybetu przed igrzyskami olimpijskimi. W komentarzu redakcyjnym brytyjski dziennik pisze, że podejrzewa się, iż jak tylko skończą się igrzyska, Chiny wrócą do swojego twardego stanowiska. Zdaniem "FT" będzie to błąd. W artykule redakcyjnym zatytułowanym "Jedyna nadzieja Tybetu" czytamy, że "Chiny powinny dać temu regionowi rozszerzoną autonomię, zmniejszając kontrolę religijną i pozwolić dalajlamie na powrót do Lhasy. W zamian Tybet musiałby zaakceptować bardziej ograniczoną formę autonomii niż domagają się jego mieszkańcy; dalajlama musiałby też odstąpić od żądań w sprawie olbrzymich terenów poza obecnym obszarem Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. "FT" pisze, że po olimpiadzie obie strony powinny pracować na rzecz takiego porozumienia.