Premier powiedział w wywiadzie dla TVP1, że był usatysfakcjonowany głosami szefów wszystkich grup w europarlamencie. Jak mówił, wypowiedzi przedstawicieli Zielonych, czy socjalistów, były to "słowa niezwykle ciepłe, podkreślające znaczenie Polski i dające nam satysfakcję, podkreślające reputację jaką Polska dziś ma". Tusk dodał, że nawet słynący z ciętego języka, "znany radykalny eurosceptyk", Brytyjczyk Nigel Farage "dość oględnie, jak na jego standardy, ocenił zamiary polskiej prezydencji". - Na tym tle dwie, czy trzy, wypowiedzi eurodeputowanych PiS sprawiały im kłopot, a nie mnie i nie Polsce. Myślę, że to sformułowanie europosła Michała Kamińskiego, dość odległego mi polityka, że to była próba eksportu obciachu, to dość trafne słowa, ale uważam, że ta próba eksportu się nie udała - powiedział Tusk. Według niego, sala w Parlamencie Europejskim "dzisiaj była ewidentnie pod wrażeniem Polski jako ambitnego europejskiego kraju, który słusznie predestynuje do roli jednego z liderów Europy". - I zupełnie nie robiło na ludziach wrażenia tych kilka - moim zdaniem - niepotrzebnych głosów, o tak bym powiedział - dodał szef rządu. Tusk stwierdził też, że nie był zaskoczony wystąpieniami eurosceptyków podczas środowej debaty w PE. - Nie byłem zaskoczony, bo wiem na co stać ludzi o takich bardzo twardych, czy nawet wręcz doktrynerskich poglądach, więc powiedziałbym, że rzucało się w oczy to, że są bardzo zdenerwowani i że są w radykalnej mniejszości - podkreślił premier. Jego zdaniem, eurosceptyków z innych krajów mógł zaskoczyć fakt, iż podczas debaty dowiedzieli się, że "Polska jest krajem, który ma znaczenie w regionie i w całej UE, krajem nowym, największym, mówiącym, że Europa musi być mocniejsza, bardziej zwarta i bardziej zintegrowana". - I chyba stąd ta mocna reakcja, ale ja ją traktuję jako komplement, bo - powiedzmy sobie szczerze - gdyby to (moje) wystąpienie było bez znaczenia, to by ludzie nie reagowali tak spontanicznie, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony - dodał szef rządu.