W rozmowie z Radiem ZET Tusk podkreślił, że zaplanowane na koniec maja wybory do PE "to nie są wybory na temat jakiegoś wewnętrznego problemu w Polsce", lecz "to po raz pierwszy są wybory dotyczące samego sedna geopolityki i polskiego bezpieczeństwa". - To są wybory na temat tego, czy Europa wobec Rosji i jej agresywnych zachowań na Ukrainie będzie solidarna i działała jak jednolita organizacja, czy rozsypie się jako instytucja - a to jest widoczne gołym okiem, że takie zagrożenie istnieje - i pozostaną na placu boju tylko egoistycznie nastawione państwa narodowe. To ryzyko jest naprawdę serio - przestrzegał premier. Dodał, że od tego, kto będzie dysponował większością w PE, zależy bezpieczeństwo Polski. Pytany, czy chodzi mu to, że jak PiS wygra wybory, to Polska nie będzie bezpieczna, Tusk zaznaczył, że mówi o ewentualnym zwycięstwie eurosceptyków, a do takich partii jego zdaniem z pewnością należy PiS. - Jeśli eurosceptycy wezmą w Europie górę, to nawet nie zauważymy tego momentu, bo on nadejdzie bardzo szybko, kiedy Europa znowu będzie podzielona na państwa, które będą układały sobie relacje z Rosją na zasadzie indywidualnych i dość egoistycznych interesów. To już w tej chwili się dzieje momentami - powiedział Tusk. Premier ocenił, że bardzo podobna jest polityka europejska w wykonaniu prezydenta Rosji Władimira Putina i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. - To przekonanie takich polityków jak Jarosław Kaczyński, że UE jest za bardzo zintegrowana, że państwa narodowe, w tym Polska, powinny się wyzwolić się z tego gorsetu, jaki nakłada UE na suwerenności narodowe, to jest pogląd, który idealnie pasuje dzisiaj Putinowi - ocenił Tusk. Jego zdaniem prezydent Rosji zmierza bowiem do "przywrócenia rangi bilateralnym relacjom", ponieważ wtedy "każde z państw europejskich wobec Rosji będzie dużo słabsze". - Prawdziwa dyskusja dzisiaj polega na tym, czy działamy wewnątrz UE na rzecz dalszej integracji po to, żeby powstrzymywać egoizmy narodowe, czy też działamy z innymi partnerami, a takich Kaczyński ma w Europie, na rzecz dezintegracji UE, tzn. takiego luźnego zgromadzenia państw bardzo dumnie strzegących swojej pełnej niezależności - mówił premier. - To pięknie brzmi, kiedy to mówi Jarosław Kaczyński, tylko to w konsekwencji oznacza coś, co przeżywaliśmy już wielokrotnie w historii - praktyczną samotność w chwilach kryzysu - podkreślił Tusk. Pytany o międzynarodowe reakcje na zajęcie Krymu przez Rosję, premier powiedział, że "nie ma mowy, żeby przyjąć za fakt dokonany i akceptowany oderwanie Krymu od Ukrainy". Jednak przyznał, że na świecie jest relatywnie niewiele woli, by mocno wesprzeć Ukrainę w tej sprawie. W rozmowach z przywódcami innych krajów - mówił Tusk - przeważa intencja, by kwestię Krymu na razie "włożyć w nawias" i raczej skupić się na powstrzymaniu Rosji przed dalszą agresją. - Nie ma zgody na aneksję Krymu, nikt nie uznaje referendum na Krymie, ale też z drugiej strony, nikt nie zamierza iść na ostry, gorący konflikt z Rosją z powodu Krymu. To widzimy bardzo wyraźnie - powiedział Tusk.