Spór zaczął prezydent Sarkozy, który zagroził zablokowaniem poszerzenia Unii, jeżeli Traktat Lizboński nie zostanie przyjęty. Jego zdaniem niemożliwe będzie przyjęcie nawet gotowej do członkowstwa Chorwacji. Polski premier odpowiada: To były w naszej ocenie niedopuszczalne komentarze. <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-donald-tusk,gsbi,2" title="Donald Tusk" target="_blank">Donald Tusk</a> zaznaczył, że poszerzenie Unii nie ma związku z decyzją Irlandczyków i z lekką ironią dodał, że nikt nie krytykował Francji, kiedy ta w 2005 roku odrzuciła traktat. W kuluarach dyplomaci próbowali załagodzić spór twierdząc, że Sakrozy używa argumentu o poszerzeniu na potrzeby własnej opinii publicznej i tak naprawdę to chciałby tylko zablokować przyjęcie Turcji. Prezydent Francji tłumaczył, że ratyfikacja jest potrzebna, by mieć ogólny obraz sytuacji. Irlandia, tu mamy problem, ale jeśli w drugim lub trzecim kraju też będzie problem, to wówczas sytuacja stanie się bardzo trudna - tłumaczył. Albo przyjmiemy Lizbonę, albo Unia Europejska będzie się opierać się na Traktacie z Nicei, a to oznacza wstrzymanie dalszego rozszerzenia - oświadczył Sarkozy. Z tą opinią nie zgadza się polski premier. Przyjęcie Traktatu Lizbońskiego ułatwia, ale brak ratyfikacji nie przekreśla rozszerzenia Unii Europejskiej - podkreślił Donald Tusk w Brukseli.