- Byłbym szczęśliwym człowiekiem, gdybym był w 100 proc. pewien, jak brzmi odpowiedź na zadane w informacji pytanie - jaka jest przyszłość Unii Europejskiej. W czasie ostatnich burzliwych miesięcy, naznaczonych kryzysem finansowym i coraz wyraźniejszym kryzysem politycznym, ustrojowym, w UE nie spotkałem nikogo - ani w Brukseli, ani w Strasburgu, ani w stolicach europejskich - kto miałby dzisiaj pewność w oczach, kiedy jest pytany o przyszłość UE, i to nie w perspektywie 5, 10, czy 15 lat, ale w perspektywie 5, czy 10 miesięcy - powiedział premier rozpoczynając swoje wystąpienie. - W sytuacji kryzysu finansowego Europa potrzebuje działań szybszych i bardziej zdecydowanych - powiedział premier. Jak podkreślił, kryzys finansowy obnażył słabości Unii. Premier zwrócił uwagę, że Polsce przyszło sprawować przewodnictwo w Radzie UE "w czasie krytycznym nie tylko ze względu na dramatycznie niepewną sytuację w strefie euro, dramatyczną sytuację wspólnej europejskiej waluty i dramatyczną sytuację finansową poszczególnych państw UE, ale także ze względu na to, że kryzys finansowy obnażył słabości i niekonsekwencje ładu ustrojowego UE". - Dzisiaj nikt w Europie nie ma wątpliwości, że w sytuacjach kryzysowych, a szczególnie tej finansowej, Europa potrzebuje działań szybszych, bardziej zdecydowanych. Europa jako całość, a strefa euro w szczególności - by sprostać wyzwaniom, jakie nie tylko kryzys finansowy przed nami stawia - mówił Tusk. "Nie sposób zachować stanu sprzed kryzysu" Premier ocenił, że nie sposób zachować stanu sprzed kryzysu. Jak argumentował, za dużo się stało i stanie w najbliższych miesiącach. - Chcielibyśmy być skutecznymi uczestnikami procesu zmian, ale nikt do końca nie jest pewien, jaki kierunek te zmiany przybiorą - mówił szef rządu. - Nie mam żadnych wątpliwości, że nie sposób zachować stanu sprzed kryzysu. Za dużo się stało, za dużo się stanie w najbliższych miesiącach, zbyt wielkie interesy publiczne, narodowe, europejskie, finansowe zostały naruszone, czy wręcz przewrócone w czasie kryzysu, którego końca nikt nie widzi w tej chwili - powiedział Tusk. - W czasie ostatnich kilku miesięcy widać wyraźnie, że Unia Europejska w swoich mechanizmach politycznych i ustrojowych działa dzisiaj inaczej niż przed kryzysem. Uważam, że Unia zmienia się na naszych oczach, tylko że na razie nie jest to uporządkowana i jednolita wiązka decyzji, pod którą można by się z czystym sumieniem podpisać, albo powiedzieć "no pasaran", nie zgadzamy się, nie przejdzie ten nowy projekt - dodał. "Ważne, by Polska nie była w UE w drugim lub trzecim kręgu" - Ważne, by Polska, choćby z tego względu, że jest poza strefą euro, nie stała się w UE krajem drugiego lub trzeciego kręgu - powiedział Donald Tusk. - Kiedy obserwujemy, co się dzieje w Brukseli na przykład podczas ostatniej Rady Europejskiej, a także, co się dzieje każdego dnia w Europie i na świecie, możemy bez żadnego ryzyka stwierdzić, że w tym, bardzo często też chaosie i poczuciu niepewności, powstają dwie koncepcje Europy - mówił Tusk. Według premiera, nikt z rządzących dziś w państwach europejskich otwarcie nie będzie opowiadał się za dezintegracją UE, za wyjściem ze Wspólnoty. - Ale widać wyraźnie, że ten spór dotyczy roli poszczególnych państw w UE i mechanizmów, które mogły tę rolę wzmocnić lub osłabić - powiedział. Szef rządu uważa, że w ostatnich miesiącach coraz odważniej artykułowana idea "taka też często związana z francuską myślą polityczną, teraz w części praktyką polityczną, że UE powinna wrócić do swego zasadniczego zrębu, który opisany jest dziś granicami strefy euro". W ocenie premiera, szukając sposobu na wyjście z kryzysu, coraz częściej "wpisuje się to w kontekst debaty wokół tej koncepcji". - To nie jest dziś jałowa dyskusja jakiejś kolejnej grupy mędrców, tylko to jest codzienna praktyka, polityka w UE, której działania, fragmenty, której procesy siłą rzeczy odnoszą się do tego punktu widzenia - mówił premier. - Z polskiego punktu widzenia, jestem o tym głęboko przekonany, jest rzeczą bardzo ważną, by Polska nie stała się w UE choćby z tego względu, że jest poza strefą euro i że nie osiągnęliśmy jeszcze tego poziomu rozwoju cywilizacyjnego, jak najbogatsze państwa strefy euro, by Polska nie stała się elementem drugiego lub trzeciego kręgu - oświadczył Tusk. "W UE silne są tendencje dezintegracyjne" Premier ocenił, że każdy, kto sądzi, że Unia jest zbudowana na fundamentach nie do ruszenia, popełnia błąd. Według szefa rządu we Wspólnocie ujawniły się silne tendencje dezintegracyjne. Zdaniem premiera, próby działań, podejmowane przez przywódców europejskich na rzecz zwalczenia kryzysu finansowego, ujawniają dysfunkcjonalność niektórych instytucji i zasad europejskich. - Ale przede wszystkim - co jest historyczną regułą w czasach niepewnych i krytycznych - ujawniają, jak silne we wspólnocie europejskiej są tendencje dezintegracyjne - mówił Tusk. Jak dodał, "seria pojedynków, zmagań, zapasów wewnątrz UE" pokazuje wyraźnie, że nie tylko sytuacja finansowa, ale także polityczna Europy daleka jest od stabilności. - Każdy, kto sądzi, że UE jest zakorzeniona na trwałe, że jest ufundowana na fundamentach nie do ruszenia, moim zdaniem robi błąd - oświadczył premier. Jak zaznaczył, dziś wyraźnie bowiem widać, że odwieczne tendencje narodów, państw, grup interesów, nie zmieniły się w sposób na tyle radykalny, żeby można było powiedzieć, że Unia Europejska jest na trwale zakorzeniona. W opinii premiera, główna oś sporu nt. przyszłości UE - i w Polsce, i w Europie - dotyczy opozycji między tendencjami integracyjnymi, a postawami, w których interesy państwowe i narodowe są wyraźnie ważniejsze niż interes wspólnotowy. Premier podkreślił, że politycy będą decydowali, co będzie bardziej opłacalne dla Polski. - Czy Unia złożona z państw ze sobą twardo konkurujących, gdzie decyzje w stolicach poszczególnych państw będą miały większą wagę niż na szczeblu wspólnotowym, czy też bezpieczniejsza dla Polski będzie Unia Europejska, gdzie instytucje wspólnotowe, a co za tym idzie decyzje wspólnotowe, będą miały więcej do powiedzenia - mówił. "Ratowanie strefy euro leży w interesie Polski" - Wydaje się bezdyskusyjne, że ratowanie strefy euro jest w bezpośrednim, oczywistym interesie strefy euro, ale jest także w interesie takich państw, jak Polska - podkreślił premier. Jak zaznaczył, zdarzenia w strefie euro, relacje euro do dolara, rating poszczególnych krajów unijnych mają realny wpływ na sytuację polskich kredytobiorców, którzy mają pożyczki np. we frankach szwajcarskich. Tusk skrytykował opinie, wygłaszane także przez polityków PiS, że nic się nie stanie, jeśli strefa euro upadnie. Jak mówił, nie wie czy takie stanowisko jest wynikiem złej woli, chęci odróżniania się za wszelką cenę od jednolitej polityki Polski w UE, czy dramatycznym, pozbawionym śladów odpowiedzialności i wyobraźni faktem politycznym. W ocenie szefa rządu, nikt w sali sejmowej, a na pewno nie przedstawiciele polskiego rządu, nie może sobie pozwolić na stwierdzenia, że bez znaczenia dla Polski jest sytuacja w strefie euro. Tusk pytał, czy na pewno w sali sejmowej jest ktoś, kto odważy się wstać i powiedzieć Polakom, że polska polityka powinna być co najmniej neutralna wobec zagrożenia upadku strefy euro, bo "nic nas to nie obchodzi, bo nas to nie dotyczy". - Czy ktoś na tej sali naprawdę odważyłby się wygłosić taką tezę? - pytał premier. "Wybrać ponowne zjednoczenie UE albo koncert mocarstw" Polska musi wybrać, jaki model Europy jest dla niej bezpieczniejszy - ponowne zjednoczenie, gdzie każde z państw może mieć mniej prerogatyw, czy powrót do archaicznego modelu koncertu mocarstw lub mocarstwa - mówił Tusk. - Dzisiaj (...) także w czasie tej debaty musimy zbliżyć się do odpowiedzi, co jest dla Polski bezpieczniejsze: Europa, która wzmacnia instytucje po to, żeby one mogły podejmować trochę więcej decyzji i trochę szybciej te decyzje podejmować, czy (...) powrót do, wydawałoby się archaicznego, modelu, ale ciągle bardzo żwawego, pełnego wigoru modelu, czyli koncertu mocarstw lub mocarstwa - mówił premier. Zdaniem Tuska, w sytuacji realizacji pierwszego modelu - czyli ponownego zjednoczenia - Warszawa, ale też każda inna stolica, mogłaby mieć mniej prerogatyw. - To jest cena, to jest to ryzyko, o którym - moim zdaniem - warto rozmawiać - zaznaczył. Alternatywą dla ponownego zjednoczenia - mówił szef rządu - nie jest "jakiś nieopisany dzisiaj ustrój, w którym w Warszawie będą zapadały decyzje o całej Unii Europejskiej". - Jeśli chcemy być w Unii Europejskiej i jeśli chcemy wpływać na to, co jest w Unii Europejskiej, to nie możemy abstrahować od tego, że w UE działają także inne siły, że nasz głos nie jest dominujący i w przewidywalnej perspektywie nie będzie dominujący - dodał. Rząd i NBP ustalą warunki ewentualnej pożyczki dla MFW - To polski rząd i Narodowy Bank Polski będą ustalały warunki i reguły przystąpienia do pożyczki dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jeśli się na nią zdecydujemy - powiedział premier. - To, co budziło takie emocje i do dziś wzbudza, także nie zawsze odpowiedzialne w sensie precyzji komentarze, to IMF (International Monetary Fund) i ewentualny udział Polski w pożyczkach dla IMF - Międzynarodowego Funduszu Walutowego - mówił szef rządu. Premier podkreślił, że to polski rząd i NBP będą ustalały warunki przystąpienia do takiej pożyczki. - Po drugie, jeśli zdecydujemy się na tę pożyczkę, będzie ona dotyczyła tych pieniędzy, które są częścią rezerwy banku centralnego, które nie mogły być użyte do finansowania celów na przykład budżetowych - zaznaczył. - To nie jest alternatywa, czy te pieniądze damy na żłobki, szkoły, obronę, czy damy do IMF. I myślę, że większość państwa tę wiedzę już posiadło, żeby rozróżniać wśród tych histerycznych komentarzy, co ma sens, a co jest pozbawione jakiegokolwiek sensu - oświadczył Tusk. Jak mówił, po to mamy bank centralny, by określić, czy z jego punktu widzenia, "a więc także bezpieczeństwa rezerw, bezpieczeństwa samego banku, czy i ile tej pożyczki Polska udzieli". Jak dodał, jest w tej sprawie w permanentnym i - jak podkreślił - z wzajemną życzliwością, kontakcie z prezesem NBP. "Cichy podział Europy to ryzyko dla Polski" Premier Donald Tusk uważa, że obecnie nie ma dla Polski większego ryzyka niż cichy podział Europy, polegający na tym, że nikt nie zwraca uwagi na kraje spoza strefy euro i zapomina o tym, że istnieje coś takiego jak 27 krajów UE. - Ci, którzy najgłośniej krzyczą, tak naprawdę pchają Polskę w tę stronę, w ten ślepy korytarz, gdzie będziecie mogli sobie bardzo głośno krzyczeć o suwerenności i niepodległości, tylko sami siebie będziecie słuchać - mówił premier. Przekonywał, że obecnie nie ma dla Polski większego ryzyka niż "cichy podział Europy, w którym nikt nie zwraca uwagi na tych, którzy są poza strefą euro, strefa euro się naprawia i zapomina o tym, że istnieje coś takiego jak +27+". - Większość dzisiaj nie ogląda się na nikogo, tylko chciałaby zamknąć się w kręgu najsilniejszych, najbezpieczniejszych i być może zrzucić z siebie przynajmniej część odpowiedzialności za całą "27" - dodał Tusk. Jak podkreślił, Polska chce uniknąć m.in. scenariusza, w którym "nikt nie rządzi w UE". - Bezrząd w UE jest bardzo groźny - uważa Tusk. - Będziemy starali się uczynić Europę jako wspólnotę rządną, żeby mechanizmy i instytucje wspólnotowe były coraz bardziej sprawnym, szybkim, decyzyjnym mechanizmem - zaznaczył. Z drugiej strony - jak mówił - będziemy się starali uniknąć sytuacji, w której, wobec bezsilności UE, tę wspólnotę zastąpiłby dyktat jednej, dwóch, trzech, czterech stolic. Dlatego polskie starania na ostatnim szczycie UE "dotyczyły możliwości uczestniczenia i wpływania na proces zmian w strefie euro wszystkich państw, także tych spoza strefy". Premier nawiązał też do wystąpienia ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie. Jak tłumaczył szef rządu, "szczególnie w kontekście niemieckim miało na celu (...) skłonić wszystkich partnerów, w tym Niemcy, by przestały udawać, że nie ponoszą także pełnej odpowiedzialności za sytuację kryzysową, a co za tym idzie także za mechanizmy i środki, jakie trzeba wyłożyć, by z kryzysu Europa wyszła". "Chcieliśmy udziału w naprawie strefy euro, a nie proszono nas" Premier oświadczył, że Polska, deklarując w Brukseli wolę współdziałania na rzecz naprawy strefy euro, domagała się możliwości uczestniczenia w zmianach dotyczących eurolandu, a nie było tak, że proszono nas o współudział. - Polska, deklarując w Brukseli wolę współdziałania na rzecz naprawy strefy euro domagała się możliwości uczestniczenia w zmianach traktatowych dotyczących strefy euro, albo uczestniczenia w niedoskonałym, alternatywnym rozwiązaniu, jakim jest ta ewentualna przyszła umowa międzyrządowa, a nie, że proszono nas, aby Polska do tego przystępowała - przekonywał premier. Tusk zaznaczył, że "wyraźnie nie wszyscy członkowie strefy euro byli gotowi zaakceptować fakt, że Polska, bo głównie chodziło tu o Polskę, będzie siedziała przy stole, przy którym będzie się ustalało nowe reguły działania strefy euro". - Jesteśmy przekonani, że dzisiejsze dyskusje w Brukseli mogą wpłynąć na kształt Europy, w tym szczególnie strefy euro, który będzie oznaczał, że dla Polski może być więcej miejsca w Europie, mniej miejsca w Europie, albo w ogóle może nie być tego miejsca w Europie - mówił Tusk. Jak dodał, niektórzy europejscy politycy chcą, by Europa to była "wyłącznie strefa euro, pełna dyscyplina fiskalna i taki poziom PKB, który (...) z faktycznej Unii uczyni znowu bardzo ekskluzywny klub najbogatszych". - W polskim interesie jest wpływać na tyle, na ile jest to możliwe na działania, które ratują czy wzmacniają strefę euro - oświadczył Tusk. Jak przekonywał, naprawa strefy euro będzie miała także charakter polityczny, nie tylko finansowy. Tusk zaznaczył, że ważne jest to, by wtedy, gdy Polska będzie gotowa do przystąpienia do strefy euro, kiedy będzie też taka wola polskich parlamentarzystów, kryteria przystąpienia do strefy euro nie były - jak podkreślił - dramatycznie inne od obowiązujących dzisiaj. - A gdyby miały być inne, to byśmy i my mogli o tym decydować - powiedział. Premier zaznaczył, że niektórym wydaje się, że "debata w Europie to jest najlepszy pretekst, by przywalić rządowi polskiemu na krajowym podwórku". "Zasilenie MFW przez UE w interesie polskiego podatnika" Donald Tusk ocenił, że w interesie polskiego podatnika jest to, aby Europa jako wspólnota wyposażyła MFW w narzędzie szybkiego działania. Chodzi o zasilenie MFW kwotą do 200 mld euro. Tusk przekonywał, że "mitem na użytek czarnej propagandy" jest opinia, że pieniądze, które NBP miałby przekazać do Międzynarodowego Funduszu Walutowego miałyby posłużyć do ratowania niektórych gospodarek strefy euro. - Nie. Partnerem w tej relacji jest MFW. Dzisiaj państwem, które ubiega się o pomoc ze strony MFW są Węgry, a nie Grecja czy Niemcy. Myślę, że Budapeszt na solidarność także prawej strony może liczyć w tej ciężkiej sytuacji - powiedział premier. Jak mówił, "bezpośrednio w interesie Polski, polskiego podatnika i polskiego kredytobiorcy leży to, aby Europa jako cała wspólnota znalazła gotowość do wyposażenia takich instytucji jak MFW w narzędzie szybkiego działania, kiedy będzie taka potrzeba". Zdaniem premiera, ostatnie miesiące pokazały, że kryzys w stosunkowo niewielkim kraju, jakim są Węgry, ma bezpośrednie oddziaływanie na cały region. - Polska reputacja, w tym także osławione ratingi, a co za tym idzie wiarygodność finansowa, rentowność naszych obligacji i w konsekwencji kondycja złotówki, bardzo mocno zależą także od tego, co się dzieje na Węgrzech - zaznaczył. - To nie jest tylko wymóg solidarności, to jest też zimny interes polskiego podatnika, aby Europa wyposażyła różne instytucje w różne solidne narzędzia reagowania - oświadczył Tusk. - Naszym zadaniem jest, aby te pieniądze nie musiały być wykorzystane na rzecz Polski, żeby MFW nie musiał być ratunkową instytucją na rzecz Polski - zaznaczył. Na szczycie Rady UE 8-9 grudnia podjęto decyzję o zasileniu MFW kwotą do 200 mld euro. Miałoby to nastąpić w drodze dwustronnych pożyczek banków centralnych krajów unijnych. 150 mld euro miałoby pochodzić z krajów strefy euro, a pozostała część od krajów spoza strefy euro. Wiceminister finansów Ludwik Kotecki powiedział w poniedziałek, że na razie klucz pożyczek dla MFW nie został uzgodniony, więc nie można mówić o kwocie, jaką miałaby udostępnić Polska. Wykluczył, by suma ta mogła sięgnąć 10 mld euro, o których mówiła opozycja. Warunkiem suwerenności - bezpieczeństwo finansowe Niezbędnym warunkiem polskiej suwerenności jest maksymalne bezpieczeństwo finansowe, nasze, całej Europy i strefy euro - mówił premier. Tusk podkreślił, że dla suwerenności państw niebezpieczne jest zadłużanie się poza granice bezpieczeństwa. - Co znaczy dla suwerenności Europy i państw członkowskich fakt, że tak dużo europejskich długów jest dzisiaj w dyspozycji Chin czy Rosji? (...) Dzisiaj, jak patrzymy w czyjej dyspozycji są i w jakiej proporcji mogą być w najbliższej przyszłości papiery dłużne wielu państw europejskich, to musimy się na serio zastanowić czy najważniejszą gwarancją naszej, polskiej suwerenności nie będzie poszukiwanie mechanizmów, które uniemożliwiają pogłębianie się tego procesu - mówił szef rządu. - Nie mam żadnych wątpliwości, że pierwszym, absolutnie niezbędnym warunkiem polskiej suwerenności, jest maksymalne bezpieczeństwo finansowe, nasze, całej Europy i strefy euro - podkreślił. Tusk zaznaczył, że parlament powinien odpowiedzieć na pytanie: "Czy w interesie Polski i Polaków jest budowanie takiego mechanizmu wspólnotowego, który będzie dyscyplinował tych, którzy chcą jawnie i brutalnie łamać reguły zdrowych finansów publicznych?". Przyszłość UE synonimem przyszłości Polski Premier ocenił, że przyszłość Polski poza UE trudno namalować w jasnych barwach. Przyszłość Unii jest synonimem także przyszłości Polski - przekonywał szef rządu. Premier wezwał także opozycję, aby, znając historię Europy, każdego dnia działała na rzecz "silnej pozycji Polski w silnej Europie". Europie, która - jak podkreślił - będzie zdolna pokonać nie tylko kryzys finansowy, ale także poważniejsze kryzysy. - Przyszłość Unii Europejskiej jest w praktyce synonimem także przyszłości Polski. Przyszłość Polski poza UE trudno dzisiaj namalować w jasnych barwach. (...) Potrzebujemy na pewno silnej Europy, a to wymaga naszej nieustannej obecności także wtedy, kiedy strefa euro myśli o swojej naprawie - mówił szef rządu. W jego ocenie, także od Polski zależy to, w którą stronę pójdą dalsze rozmowy dot. przyszłego ustroju UE. Zaznaczył, że bez zbudowania w kraju zgody, co do miejsca Polski w Europie, suwerenność naszego kraju może być zagrożona. - Jeżeli na serio rozmawiamy także o polskiej suwerenności, to także powinniśmy rozmawiać o tym, na ile Polacy i ich przedstawiciele potrafią szanować Polskę na forum międzynarodowym, jej instytucje a także polski rząd - powiedział Tusk. Premier skrytykował środowe wystąpienie europosłów PiS i Solidarnej Polski, którzy na forum PE w Strasburgu negatywnie ocenili kończącą się właśnie polską prezydencję. - Powiem bardzo otwarcie, że gdybym myślał o swoim interesie politycznym, zacierałbym wczoraj ręce, że po raz kolejny w Europie paru prawicowych eurodeputowanych skompromitowało się na oczach całej Europy. Mógłbym pomyśleć - róbcie tak dalej, wasz z problem - ale naprawdę (...) umiejętne budowanie reputacji swojego państwa, nawet jak się szczerze nie znosi rządu, sprzyja polskiej reputacji (...), co ma także wpływ na kondycję polskiego podatnika - podkreślił Tusk. Wystąpienie szefa rządu przerywane było okrzykami posłów PiS i SP. - Śmiało, śmiało, nie krępujcie się państwo, jeszcze można pokrzyczeć. Do tego się tutaj niestety zdążyliśmy przyzwyczaić w Polsce, że potraficie wznosić wyłącznie okrzyki. Przykro mi, że Europę zaczynacie do tego przyzwyczajać - powiedział Tusk. "Nie róbmy z przyszłości Polski przetargu politycznego" Nie róbmy z tego, co dla Polski i przyszłości naszych dzieci ważne, kolejnego przetargu politycznego - apelował do części opozycji premier Donald Tusk. Szef rządu podziękował jednocześnie SLD i Ruchowi Palikota za "lojalność wobec państwa polskiego". Jak ocenił premier, PiS "uznał, że jego szansa będzie polegała wyłącznie na tym, jak źle jest w Polsce i jak źle oceniana jest Polska". W naszym interesie jest jednak - przekonywał - "aby w Polsce, także w tej debacie o przyszłości Europy wiodło się jak najlepiej". - Chciałbym, żeby w tej debacie o przyszłości Polski (...), starać się choć na moment pomyśleć o tym, co zrobić, żeby w Polsce było lepiej, żeby polska pozycja była lepsza, a nie żeby dokuczyć sobie i innym, i doprowadzić do sytuacji kryzysowej - powiedział Tusk. - To jest moja gorąca prośba (...): na miłość Boga, nie róbmy z tego, co dla Polski, ale też dla Polski naszych dzieci będzie tak ważne, nie róbmy z tego kolejnego przetargu politycznego, w którym najważniejszą stawką ma być wasz pesymizm i wasza niewiara we własne siły i polskie siły - apelował szef rządu. Podkreślił jednocześnie, że słowa uznania należą się opozycji siedzącej po lewej stronie sali sejmowej. - Muszę powiedzieć, że jestem pod dużym wrażeniem lojalności wobec państwa polskiego w tej bardzo trudnej debacie i chciałbym podziękować całej tej stronie - mówił premier, zwracając się do posłów SLD i Ruchu Palikota. - To był obraz budujący i jest budujący, i w kraju, i za granicą. Widać, że przy tak dramatycznych różnicach, jakie dzielą lewicę od rządzących w wielu sprawach, że w tej sprawie akurat nam udało się tę ideę konsensusu i wspólnego interesu narodowego uratować. Może to jest paradoks historii, a może sprawiedliwość historii, że dzisiaj w kategorii wspólnego interesu narodowego, (Janusz) Palikot i Leszek Miller mówią mocniej niż Kaczyński i Ziobro. Takich czasów doczekaliśmy się - stwierdził.