- Dla mnie rzeczą najważniejszą jest dzisiaj, aby wspólnota europejska i euroatlantycka nie uległa tego typu presji, jaką dzisiaj Putin prezentuje i żeby nie było takiej pokusy, że no trudno Krym stracony, Ukraina de facto stracona, ale trzeba się jakoś z Rosją ułożyć - powiedział we wtorek dziennikarzom Tusk. Jak zaznaczył, wspólne stanowisko musi być jednoznaczne - nie ma akceptacji dla pogwałcenia niepodległości Ukrainy i jej integralności. - Aneksja Krymu przez Rosję po pierwsze nie może być zaakceptowana. Po drugie będzie miała jednoznaczny wpływ na to, co my będziemy robili ze sobą, jako wspólnota Zachodu, jako UE i Stany Zjednoczone, czyli wspólnota euroatlantycka musi stać się czymś zdecydowanie mocniejszym i bardziej zdecydowanym, także w wymiarze obronnym i politycznym niż do tej pory. I po trzecie nie możemy w żaden sposób pozwolić na to, aby wspólnota międzynarodowa poprzez taką nową Jałtę zaakceptowała aneksję Krymu lub także innych części terytorium Ukrainy, a chyba do tego dzisiaj zmierza polityka Moskwy - podkreślił Tusk. Premier pytany, czy sankcje nałożone na Rosję przez UE nie powinny być mocniejsze, odparł: "bójcie się polityków, którzy dzisiaj, także w Polsce mówią, że trzeba iść na wojnę. Wojna jest zawsze rozwiązaniem najgorszym i ostatecznym. Pomijam już fakt, że dzisiaj nikt nie pójdzie na wojnę tylko dlatego, że ktoś w Polsce będzie do tego nawoływał. Ale mądra polityka jest od tego, żeby unikać wojny, osiągając swoje cele. I tych celów nie osiągniemy dzisiaj w ciągu godzin, dni, a nawet miesięcy". Tusk ocenił, że prawdopodobnie wsparcie dla Ukrainy i ustabilizowanie sytuacji to będzie proces. - Proszę się nie dziwić, że Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Anglicy szukają wspólnie z nami sposobów, jak powstrzymać Rosję bez rozpętania konfliktu światowego - zaznaczył. - I dlatego potrzebna jest też dzisiaj elementarna odpowiedzialność w debacie publicznej. Każdy, kto mówi, "e co to za sankcje, trzeba ostro" musi mieć świadomość, do czego nawołuje. Na szczęście w polityce jest przestrzeń między wojną a kapitulacją. To także widać wśród polskich polityków, że niektórzy już myślą o tej szabelce i hajda na Kijów czy na Moskwę, inni już myślą o kapitulacji. A ta przestrzeń między jednym a drugim jest dość duża. I w tej przestrzeni potrzebujemy dzisiaj przede wszystko maksymalnie wspólnej polityki euroatlantyckiej - europejsko-amerykańskiej i takiego przygotowania do być może długiego czasu konfrontacji - politycznej i gospodarczej konfrontacji z Rosją - podkreślił Tusk. - Ale na wojnę proszę mnie nie namawiać i proszę nie oczekiwać, że Polska będzie kogokolwiek namawiała do wojny - dodał. Wcześniej w radiu TOK FM premier oświadczył, że obecnie "zadaniem absolutnie numer jeden jest uchronienie państwa ukraińskiego przed ostatecznym rozpadem i zagarnięciem przez Rosję". - Grozi nowa Jałta, ofiarą ma nie być Polska, tylko Ukraina - podkreślił premier. Jak ocenił, największym zagrożeniem w politycznej konfrontacji z Rosją, byłoby osamotnienie Polski i brak zrozumienia naszego poglądu na konflikt na Ukrainie w innych stolicach europejskich i w Stanach Zjednoczonych. Premier podkreślił też, że "polska polityka nie jest i nie może być obarczona rusofobią". - Widać wyraźnie, że świat Zachodu nie jest dziś zdeterminowany do akcji drastycznych, czy natychmiastowych - przyznał Tusk. Jak zauważył, większość państw unijnych nie chce dziś "żadnej awantury z Rosją". Premier ocenił, że Polska w Europie jest postrzegana, jako jedno z państw, które jest najbardziej stanowcze wobec Rosji. - Nie można pozwolić, aby Polska była znowu traktowana, jako państwo ekstrawaganckie, radykalne i stwarzające więcej problemów, niż sytuacja na to zasługuje - podkreślił jednocześnie Tusk. - Polityka wschodnia w wykonaniu Polski nie może polegać na pustych efektach, to nie może być polityka wojenno-konfrontacyjna na własny rachunek - dodał. Pytany o wypowiedzi niektórych polityków, że w sprawie Ukrainy i Rosji "mówi PiS-em", Tusk powiedział: "To jest taka propagandowa klisza PiS, który uważa, że sytuacja na wschód od nas jest dobrym pretekstem, żeby znowu dowalić rządowi. Wytrzymali w pokoju politycznym, solidarności z polskim rządem kilka dni, można się było niestety tego spodziewać". - Nasza polityka - i dzięki temu uważam, że jesteśmy skuteczniejsi, niż poprzednicy - jest dokładnie czymś odwrotnym w kwestiach wschodnich, niż to, co proponowali Kaczyńscy przez długie lata - dodał premier. Podkreślił, że zadaniem polskiego rządu jest przede wszystkim "zapewnienie bezpieczeństwa własnym obywatelom i własnemu państwu". Pytany o wypowiedzi szefa SLD Leszka Millera o sytuacji na Ukrainie i działaniach rządu polskiego w tej kwestii, Tusk powiedział: "Jestem bardzo rozczarowany jego politycznymi wypowiedziami w odniesieniu do Ukrainy w ostatnich dniach, tym się akurat martwię, ponieważ ta solidarność wewnątrz polskiej polityki znowu staje pod wielkim znakiem zapytania". - Zaskakujące jest, jak klisze z przeszłości znowu odradzają się na naszych oczach, Jarosław Kaczyński jest bojowy i gotowy na konfrontacje na wielką skalę, a Miller jest niepokojąco (...) tak jakby nie widział większego problemu w zachowaniu Rosji. Jako polski obywatel myślę sobie, że dobrze, że ani jeden, ani drugi dzisiaj nie decyduje o polskiej polityce, w tym o polityce wschodniej - powiedział Tusk. Zdaniem premiera dla Polski i Europy ważna jest realna niezależność energetyczna i gospodarcza od Rosji. - Ktoś, kto jest w opozycji i nie czuje się odpowiedzialny za państwo - a uważam, że to jest dziś mentalność Jarosława Kaczyńskiego, który czuje się wyłącznie odpowiedzialny za swoje projekty polityczne, ale nie za realne państwo i realne interesy Polaków - może sobie wypowiadać różne sądy, nawet niepoważne - zaznaczył. - Musimy szukać rozwiązań, które nie zrujnują europejskiej i polskiej gospodarki, które nie spowodują, że będziemy sami ze swoimi bojowymi hasłami - przekonywał szef rządu. Premier ocenił też, że unijne sankcje wobec Rosji, chociaż słabe, "są ewenementem w historii Unii, wobec wschodnich sąsiadów". - Dyplomacja nie polega na tym, że w trzecim ruchu rozpoczyna się wojna, bo świat byłby wyłącznie w konflikcie zbrojnym - podkreślił. Jak dodał, sankcje "to raczej elementy nowej architektury politycznej w świecie zachodnim, a nie skuteczna broń skierowana przeciwko Rosji". - To jest niewidoczny gołym okiem, ale przełom w polityce europejskiej - przekonywał premier. Zdaniem Tuska polityczną korzyścią ostatnich wydarzeń będzie "urealnienie działań NATO". - To nowa formułą postępowania NATO, które po raz pierwszy na serio uznało, że może pojawić się problem na wschodnich granicach Unii Europejskiej - zaznaczył. Jak ocenił, wschodnia granica UE, będzie traktowana przez NATO, jako jeden z priorytetów. - Problemem numer jeden, na wschód od polskiej granicy jest groźba rozpadu państwa ukraińskiego, jego zwasalizowania i wejścia w bezpośrednią sferę wpływów rosyjskich. To jest dziś dla nas główny problem, bo za chwilę możemy mieć dość agresywną Rosję Putina przy naszych granicach, nie tylko w obwodzie kaliningradzkim, ale też na południowym wschodzie - mówił Tusk. Władze Krymu ogłosiły, że za przyłączeniem należącego do Ukrainy półwyspu do Rosji opowiedziało się 96,77 proc. uczestników niedzielnego referendum. Parlament w Symferopolu zwrócił się do władz w Moskwie o przyjęcie Krymu w skład Federacji Rosyjskiej. W poniedziałek prezydent Rosji Władimir Putin podpisał dekret o uznaniu Krymu za suwerenne i niepodległe państwo. UE zadecydowała o objęciu 21 osób z Krymu i Rosji sankcjami finansowymi i wizowymi za naruszenie suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. USA z kolei ogłosiły sankcje w postaci zamrożenia aktywów 11 wysokiej rangi rosyjskich i ukraińskich urzędników.