- Nic się nie zmieniło. Zostaliśmy przy swoich stanowiskach. Berlusconi tłumaczył, że takie jest oficjalne stanowisko jego partii (poparcie dla Mauro partii Lud Wolności). Bardzo rzetelnie poinformował, że nie może zająć innego stanowiska, niezależnie od tego jak oceniamy szanse poszczególnych kandydatów - powiedział Tusk dziennikarzom w Brukseli. Polska chce, by Buzek został kandydatem frakcji chadeckiej - Europejskiej Partii Ludowej (EPL) - na stanowisko szefa europarlamentu. Buzek rywalizuje o to, kto będzie kandydatem chadeków, z Włochem Mauro. - Oczywiście staramy się konsolidować poparcie wewnątrz frakcji EPL wokół kandydatury Jerzego Buzka. Tak jak przyjeżdżałem do Brukseli, jako optymista, tak wyjadę jako optymista - zapewnił szef polskiego rządu. - Po męsku powiedzieliśmy sobie, że bez obaw przystąpimy prawdopodobnie do klasycznej procedury - czyli poprzez głosowanie (nad kandydaturami) w Europejskiej Partii Ludowej - zaznaczył premier. Ma się ono odbyć 7 lipca. Tusk ocenił, że dotychczasowe "rozpoznanie" szans Buzka na fotel szefa PE, upoważnia go do optymizmu. - Uwierzcie mi, że tak jest - dodał. - Polska ma powód do poważnej nadziei na sukces końcowy. Szef polskiego rządu powiedział, że w trakcie rozmów Berlusconi podnosił kwestię niepodpisania przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego. - Ten argument został użyty przez premiera Włoch, ale nie sądzę, aby taka argumentacja zrobiła jakieś szczególne wrażenie. Nie przypuszczam, aby fakt, że prezydent Kaczyński wstrzymuje się z podpisaniem Traktatu w wyraźny sposób osłabił szansę Buzka - zaznaczył Tusk. Przyznał jednocześnie, że brak podpisu prezydenta pod Traktatem, nie pomaga Buzkowi w walce w fotel szefa PE. Tusk dodał też, że szanse Buzka byłyby jeszcze większe, gdyby w Polsce w eurowyborach była wyższa frekwencja. - Na to też zwracali uwagę nasi konkurenci, ale tak czy inaczej wynik PO w wyborach, pozycja gospodarcza Polski, robi duże wrażenie - ocenił. Wcześniej Berlusconi jako argument za Mauro podawał, że we Włoszech w wyborach do PE wzięło udział 67 proc. obywateli, a w Polsce jedynie "co czwarty". Ponadto zachwalał Mauro jako "praktykującego katolika", a Włochy jako "lojalny wobec Niemiec i Francji" kraj założycielski UE. Pytany, czy zaproponował Włochom rekompensatę za ewentualną rezygnację z popierania kandydatury Mauro, Tusk powiedział: "Poprzestańmy na tym, że strona włoska jest bardziej skłonna rozmawiać o ekwiwalentach, niż strona polska". Jak dodał, nikt od niego nie oczekiwał np. polskiego poparcia dla kandydatury obecnego ministra spraw zagranicznych Włoch Franco Frattiniego na stanowisko szefa unijnej dyplomacji. - Premier Berlusconi nie ukrywał, że ambicje włoskie są wielokierunkowe. Zrozumiałem to jako gotowość Włochów do rozmawiania o różnych kompozycjach (personalnych w UE) - zaznaczył Tusk. Nieoficjalnie wiadomo ze źródeł unijnych, że Mauro lub inny włoski eurodeputowany mógłby objąć stanowisko szefa komisji spraw zagranicznych PE, które teraz piastuje Jacek Saryusz-Wolski. W grę nie wchodzi natomiast przywództwo we frakcji EPL, które ma utrzymać Francuz Joseph Daul. Premier Tusk zapewnił, że nie jest zawiedziony wynikiem rozmów z Berlusconim i faktem, że obie strony pozostały przy swoich stanowiskach. Nie poczuł się też zlekceważony tym, że spotkanie z Berlusconim trzeba było odłożyć o ponad godzinę w porównaniu z pierwotnymi ustaleniami. Berlusconi spóźnił się na spotkanie nie z powodu samolotu - jak podawali dyplomaci - ale dlatego, że brał udział w Rzymie w "okrągłym stole" w sprawie przyszłości Fiata.