Prezydent Lech Kaczyński uważa, że jest 50-procentowe prawdopodobieństwo, że krajom UE będzie potrzebny kolejny szczyt, aby uzgodnić mandat na konferencję klimatyczną w Kopenhadze. - Porozumienie w sprawie klimatu jest dużo bliżej. Wszyscy właściwie bez wyjątku uznali argumentację nowych krajów, w tym przede wszystkim tę polską argumentację, tzn. że nie może być tak, że bogaci płacą mniej, a biedniejsi płacą więcej. Kwestia realnych możliwości płacenia będzie bezdyskusyjnie brana pod uwagę. Nam zależy na tym, żeby to możliwie precyzyjnie zapisać w konkluzjach szczytu. I o to prawdopodobnie będzie jutro główny spór, czy główna debata - powiedział Tusk dziennikarzom w Brukseli. - Z reguły później bijemy się o przecinki, kropki, słowa - jak zawsze przy konkluzjach. Ale wydaje się, że przekroczony został punkt graniczny w stronę pozytywną z punktu widzenia Polski - dodał szef polskiego rządu. Zapewnił, że Polska na szczycie nie wystąpi w roli tzw. troublemakera, czyli kraju sprawiającego kłopoty. - Polska nie będzie państwem, które z wyrzutami sumienia przystąpi do ostatecznej tury rozmowy o zmianach klimatycznych. (...) To nie jest szarża. My niczego egoistycznego dla siebie się nie domagamy - zaznaczył. Zdaniem Tuska, na szczycie dojdzie do porozumienia, które pozwoli Polsce spokojnie wyjechać z Brukseli, bez obawy, że Kopenhaga może być czymś "zbyt przygniatającym dla Polski". - Tego jestem pewien - dodał. Tusk podkreślił, że wiele państw UE ma różnego typu wątpliwości co do kwestii finansowania walki ze zmianami klimatycznymi. Dodał jednocześnie, że "największe kłopoty" - w kontekście klimatycznym - przewiduje z krajami spoza UE. Wymienił w tym kontekście m.in. Stany Zjednoczone, Chiny, Indie. Być może - powiedział - w tej roli wystąpią też Rosja i Ukraina. - My dzisiaj na Radzie Europejskiej nie rozmawiamy o tym, co będzie w Kopenhadze, tylko z jakim mandatem UE pojedzie na Kopenhagę. Kluczowe jest, żeby w ogóle uzyskać mandat, żeby poszczególne państwa nie rozmawiały w Kopenhadze indywidualnie. Wydaje się, że (...) kwestia zamożności będzie brana pod uwagę wtedy, kiedy będziemy rozmawiali o sposobie podziału zobowiązań. Na jakim poziomie konkretu zapiszemy to w konkluzjach - zobaczymy. Jutrzejszy dzień zdecyduje. Na razie jesteśmy w połowie drogi - powiedział Tusk. Premier poinformował też, że jeśli chodzi o personalia, o giełdę nazwisk i usytuowanie nowych instytucji, przewodniczącego Rady Europejskiej i wysokiego przedstawiciela, to panuje "cisza jak makiem zasiał" i "nikt na razie się nie wychyla". Prezydent Lech Kaczyński zapewnił, że popiera rząd w "twardej postawie" w kwestii klimatu. - To jest sprawa, która z punktu widzenia Polski, kraju, który musi się rozwijać, ma bardzo zasadnicze znaczenie. Ta noc będzie niełatwa, ale ja zdaję sobie sprawę z tego, że akurat tutaj rząd przyjmuje postawę bardzo twardą, z którą się zgadzam i którą akceptuję, bo musimy bronić swoich interesów - powiedział wieczorem dziennikarzom Lech Kaczyński. Prezydent uznał, że jest 50 proc. szans na to, że jeszcze przed Kopenhagą przywódcy unijni będą musieli spotkać się na dodatkowym szczycie. - Ja przyjmuję 50 na 50, może 55, że będzie dodatkowy szczyt - powiedział. Prezydent nie chciał przesądzać, czy na konferencję klimatyczną w Kopenhadze UE pojedzie z jednym stanowiskiem. Lech Kaczyński podkreślił też, że Polska po 1989 roku obniżyła ogromnie emisję CO2. - To jest olbrzymie wyzwanie globalne, nie tylko europejskie. Europa chce być tutaj liderem. Mogę rozumieć ambicje naszych przyjaciół, ale proszę pamiętać, że jest taki 38-milionowy kraj, który na razie po tym roku będzie miał pewnie 60 proc. przeciętnego PKB europejskiego, i że zadaniem tego pokolenia, a także następnych jest to, żeby gonić. Muszą być do tego warunki - argumentował prezydent.