Wcześniej na Twitterze resort spraw zagranicznych informował o dwóch poszkodowanych w Turynie polskich obywatelach, z których jeden miał opuścić szpital. Jak poinformował w niedzielę wieczorem MSZ na Twitterze, polski konsulat w Mediolanie "zweryfikował otrzymane zgłoszenia: trzech Polaków zostało rannych w Turynie. Wszyscy opuścili szpital". W związku z wydarzeniami w Turynie działa telefon dyżurny w konsulacie generalnym Polski w Mediolanie: +39 335 568 5786 Do szpitali w Turynie nadal zgłaszają się ludzie, którzy odnieśli drobne obrażenia. Trzy osoby, wśród nich 7-letnie dziecko, są w stanie ciężkim. Służby medyczne podały, że większość rannych opuściła już szpitale. Pozostało w nich kilkadziesiąt osób. Masowy atak paniki Prokuratura w Turynie prowadzi dochodzenie w sprawie sobotnich wydarzeń na placu, by ustalić, co było bezpośrednią przyczyną masowego ataku paniki wśród około 30 tys. osób, które się tam zgromadziły. Jak wyjaśniono, śledztwo toczy się w sprawie wszczęcia fałszywego alarmu. Ludzie tratowali się nawzajem, gdy masowo rzucili się do ucieczki. Rodzice ciężko rannego chłopca mówią, że został on dosłownie zadeptany przez napierający tłum. "Psychoza zamachu terrorystycznego" Lokalne władze jako jedną z przyczyn wymieniają "psychozę zamachu terrorystycznego". Jako możliwy powód wymienia się fałszywy alarm bombowy, ogłoszony spontanicznie przez tych kibiców, którzy nagle usłyszeli huk i skojarzyli go z eksplozją. Wszystko wskazuje na to, że hałas spowodowało załamanie się części balustrady z powodu przeciążenia. Inni mówią też, że słyszeli huk przypominający wybuch petardy. Komenda policji apeluje do świadków wydarzeń, aby przekazali wszelkie informacje, także pocztą elektroniczną, by pomóc organom ścigania ustalić okoliczności tragicznych wydarzeń. Uchybienia w środkach bezpieczeństwa? Włoskie media zaznaczają, że wydarzenia na placu skłaniają do zadania wielu pytań i budzą liczne wątpliwości dotyczące uchybień w zastosowaniu środków bezpieczeństwa w kraju, w którym obowiązuje stan podwyższonego alarmu z powodu zagrożenia terrorystycznego w Europie. Ponieważ większość rannych to ludzie pokaleczeni przez leżące wszędzie szkło, za niedopuszczalne i niewytłumaczalne uważa się to, że w Turynie nie wprowadzono w sobotni wieczór w rejonie strefy kibica surowego zakazu sprzedaży napojów w szklanych butelkach. Lokalni politycy mówią, że w przypadku takich zgromadzeń należy zastosować identyczne środki bezpieczeństwa, jak na stadionach. A tego, dodają, zabrakło na Piazza San Carlo. Po zakończeniu nadzwyczajnego posiedzenia miejskiego komitetu do spraw porządku i bezpieczeństwa publicznego prefekt Renato Saccone oświadczył, że "kontrole antyterrorystyczne zadziałały". "Teraz trzeba ustalić, co się stało" - dodał. Z Rzymu Sylwia Wysocka