Tureccy agencji śledzili 300 osób i 200 organizacji w Niemczech, które miały prowadzić działalność skierowaną przeciw tureckim władzom oraz angażować się w próbę zamachu stanu, do której doszło w lipcu ubiegłego roku w Turcji. To wynik dziennikarskiego śledztwa trzech mediów: dziennika "Sueddeutsche Zeitung" (SZ) oraz publicznych rozgłośni NDR i WDR. Pod lupą tureckiego wywiadu Lista sporządzona przez turecki wywiad MTI zawiera dane osobowe, adresy, numery telefonów oraz w niektórych przypadkach także fotografie śledzonych osób. Widnieją na niej także nazwy tureckich stowarzyszeń i szkół. Osoby i organizacje z listy miały utrzymywać kontakty z duchownym Fethullahem Guelenem, którego prezydent Turcji Recep T. Erdogan obarcza winą za chęć obalenia tureckich władz. Dla Ankary ci, którzy znaleźli się na liście, to "terroryści". Szef niemieckiego wywiadu BND Bruno Karl dostał listę od przedstawiciela MTI podczas styczniowej Konferencji ds. Bezpieczeństwa w Monachium. Przekazał ją rządowi, Urzędowi Ochrony Konstytucji, Federalnemu Urzędowi Kryminalnemu oraz policji w poszczególnych krajach związkowych. Bruno Karl przyznał niedawno w rozmowie ze "Spieglem", że Turcja wprawdzie próbowała przekonać niemiecki wywiad, by także uznał te osoby i organizacje za "terrorystów", jednak "na razie jej się to nie udało". Wedle dziennikarzy SZ, NDR i WDR władze krajów związkowych informują znajdujących się na listach Turków o prowadzonych wobec nich działaniach MTI. W Dolnej Saksonii zajmuje się tym Urząd Ochrony Konstytucji, a w Nadrenii Północnej-Westfalii Krajowy Urząd Kryminalny. Niemiecka prokuratura już od pewnego czasu ma pod obserwacją Związek tureckich gmin muzułmańskich (Ditib), który na zlecenie tureckich władz przekazuje do Ankary informacje o zwolennikach Fethullaha Guelena. Oburzenie w Niemczech Uprawianiem szpiegostwa w kraju, który jest sojusznikiem Turcji w NATO, oburzeni są niemieccy politycy. Minister spraw wewnętrznych Niemiec Thomas de Maizière przypomniał, że "działalność szpiegowska na terenie Niemiec jest czynem karalnym" i nie będzie przez niemiecki rząd tolerowana. Konsekwencją może być utrata prawa pobytu w Niemczech, a nawet pociągnięcie do odpowiedzialności karnej. Dla ministra spraw wewnętrznych Dolnej Saksonii Borisa Pistoriusa (SPD) sytuacja jest "całkowicie nie do zniesienia i nie do zaakceptowania". Zapewnił, że zabiegi tureckich służb, by namówić niemieckie władze do współpracy w śledzeniu podejrzanych osób, spełzły na niczym. Pistorius zwraca uwagę na "intensywność i bezwzględność, z jaką szpiegowane są osoby mieszkające na terytorium innego państwa". Polityk niemieckiej chadecji Armin Schuster uważa poczynania tureckiego wywiadu na terytorium Niemiec za "brzemienne w skutki" i za bardziej szkodliwe niż ostatnie spory wokół wystąpień tureckich polityków w Niemczech w kampanii poprzedzającej tureckie referendum konstytucyjne. dpa / Monika Sieradzka