26-letni Cagdas mieszka i studiuje inżynierię energetyczną w Ankarze. - Przede wszystkim muszę powiedzieć, że nie jestem Kurdem. Wielu ludzi uważa, że jak ktoś głosuje na HDP, to jest Kurdem. Ja jestem Turkiem - podkreśla. Cieszy się, że ludzi z Polski interesuje sytuacja w jego kraju. W przedterminowych wyborach w czerwcu też głosował na HDP, której udało się przekroczyć wysoki 10-proc. próg wyborczy i uzyskać 13 proc. głosów. Cagdas uważa, że partia ta naprawdę chce zaprowadzić pokój w Turcji, a dowodzą tego ataki w mediach i polityków innych opcji na HDP. - Niektórzy nie chcą, żeby HDP była w parlamencie, ponieważ kiedy tam się znajdzie, będzie mieć więcej władzy, żeby zapobiec wojnie - dodaje. 26-latek poza tym dobrze czuje się wśród zwolenników tego ugrupowania. = Oni nie pytają mnie o religię czy narodowość. Mówią, że powinniśmy mieć w kraju więcej demokracji i równości. Szanują tożsamość każdego. Strasznie mi się to podoba - podkreśla. I dodaje, że "jeśli będzie pokój, można żyć dostatnio; w przeciwnym razie zawsze będziemy skupiać się na sprawach, które nas różnią". Na pytanie, co mu się nie podoba w obecnej władzy, Cagdas odpowiada, że po prostu jej nie lubi. - Wielu ludzi, pracowników, studentów i żołnierzy poniosło śmierć w czasie ich rządów. Mówią, że rozwinęli kraj, np. że zbudowali dużo dróg, ale ścięli przy tym całe połacie drzew. Północne wybrzeże zostało doszczętnie zniszczone, żeby powstały te drogi - tłumaczy. - Chcą, żeby Turcja była jak Imperium Osmańskie, ale ja nie chcę, żeby mój kraj był jak imperium - podkreśla Cagdas. Student przypomina, że 10 października związki zawodowe, izby tureckich inżynierów i architektów czy turecka organizacja medyczna zorganizowały protest pokojowy w stolicy przeciwko wznowieniu konfliktu z kurdyjskimi bojownikami. Podczas manifestacji przed dworcem kolejowym wybuchły dwie bomby. 102 osoby zginęły, a ponad 180 zostało rannych. Był to najtragiczniejszy zamach w historii Turcji. "Jego naród ginie, a on myśli o głosach. Wstyd" Nasz premier Ahmet Davutoglu powiedział, że "po atakach bombowych słupki popularności podskoczyły". - Cóż myśleć w takiej sytuacji - jego naród ginie, a on wciąż myśli o głosach. Uważam, że to jest wstyd dla Turcji - mówi oburzony Cagdas. I wskazuje, że ten sam premier pojechał do Paryża po ataku na francuski tygodnik satyryczny "Charlie Hebdo", żeby pokazać, że sprzeciwia się terroryzmowi. - Ale w Turcji terroryści go nie obchodzą - dodaje. Według prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana za zamachem stoi zarówno Państwo Islamskie (IS), bojownicy kurdyjscy, jak i służby wywiadu syryjskiego. Dwudziestokilkuletnia Neslihan pochodzi z Izmiru i popiera HDP z wielu powodów. - HDP opowiada się np. za równością płci, narodowości, języka, religii. A kwestia braku równości w tych dziedzinach stanowi duży problem nie tylko w Turcji, ale na całym świecie - zauważa. Według Neslihan HDP jest poza tym demokratyczna. - Wynika to z samej nazwy partii, ale również tego, co robi w praktyce; jest z ludźmi na każdym wiecu czy manifestacji, którą ci organizują. HDP walczy o prawa człowieka - dodaje. - Po trzecie, ma skuteczne projekty w dziedzinie energetyki, oparte na ochronie środowiska naturalnego. Kiedy sięgam po ich pomysły na edukację i dla ludzi młodych, to też mi się podobają - wylicza. "Erdogan prowadzi swoją własną wojnę" Neslihan sprzeciwia się rządzącej od 2002 r. w Turcji konserwatywno-islamistycznej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), ponieważ "jej ideologia skierowana jest do szczególnej grupy odbiorców: jeśli jesteś muzułmaninem sunnitą, jesteś zawsze mile widziany". - Na początku AKP przeprowadziła zmiany dla ludzi wierzących. Kiedyś kobiety w Turcji (będącej państwem laickim - przyp. red.), które nosiły chusty, nie mogły wchodzić do budynków administracji publicznej. Musiały odkrywać głowy i to było naprawdę niedemokratyczne - podkreśla młoda kobieta. - AKP to zmieniła i dobrze, ponieważ ludzie nie powinni być zmuszani do czegoś w kwestiach dotyczących wiary - dodaje. - Z drugiej strony jednak, kiedy AKP dawała prawa osobom wierzącym, nakładała nowe zakazy na innych ludzi, którzy mieli demokratyczne poglądy, np. ograniczała możliwość spożywania alkoholu, wtrącała się ludziom do życia prywatnego - rządzący mówili nawet, że kobieta i mężczyzna nie mogą ze sobą żyć bez ślubu - wskazuje rozmówczyni PAP. I dodaje, że takie zarządzenia spowodowały, iż ludzie zaczęli protestować, jak było to w parku Gezi w Stambule w 2013 r. - AKP i ówczesny premier, a obecny prezydent Erdogan działali nie po to, by łączyć, lecz dzielić. Siły rządowe zabiły tylu młodych ludzi podczas tamtych protestów. Nikt z rządu nawet nie powiedział jednego "przepraszam". Nawet mówili, że protestujący to terroryści- podkreśla kobieta. W jej ocenie również działania AKP wobec Kurdów są "niedemokratyczne, a nawet faszystowskie; we wrześniu np. siły tureckie zaatakowały cywilów w mieście Cizre". - Erdogan prowadzi swoją własną wojnę i z każdym dniem coraz bardziej staje się dyktatorem. Pod takimi rządami naprawdę bardzo ciężko jest myśleć o jakichkolwiek prawach człowieka, o równości i wolności - mówi z rezygnacją Turczynka.