Przedstawiciele tureckich służb twierdzą, że ataki mogli zorganizować bojownicy Państwa Islamskiego. Podobnego zdania jest część ekspertów, którzy przypominają, że sobotni atak był bardzo podobny do zamachu z lipca z miasta Suruc, do którego również doszło w czasie manifestacji Kurdów. Tureckie władze zapewniają, że planowane na 1 listopada wybory parlamentarne dojdą do skutku, mimo napiętej sytuacji w kraju. Rządząca Turcją partia prezydenta Erdogana ma nadzieję zdobyć większość parlamentarną. Tymczasem lider głównej, opozycyjnej partii socjaldemokratycznej Kemal Kilicdaroglu zaapelował o dymisję ministrów sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. "Jeśli obaj ministrowie mają szacunek do swojej pracy i do obywateli, powinni złożyć rezygnację. To jest ich polityczna odpowiedzialność. Jeśli tego nie zrobią, trauma będzie się jedynie powiększać" - podkreślił. W stolicy kraju tysiące ludzi zgromadziły się, by oddać hołd zabitym w zamachach. W całym kraju trwa trzydniowa żałoba narodowa.Tymczasem dowódcy kurdyjskich rebeliantów z Partii Pracujących Kurdystanu zaapelowali do bojowników o powstrzymanie się od wszelkich ataków, przynajmniej do czasu wyborów.