W niedzielę milion Turków protestowało w Stambule przeciw proislamskiemu rządowi i jego kandydatowi na prezydenta, wicepremierowi i ministrowi spraw zagranicznych Abdullahowi Gulowi. Manifestujący domagali się ustąpienia rządu. "Turcja jest świecka i taka pozostanie" - krzyczeli zebrani, którzy zjechali do Stambułu z całego kraju. Gul, kandydat rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), zapowiedział w niedzielę, że nie wycofa się z wyborów prezydenckich, które - zgodnie z turecką ordynacją wyborczą - odbywają się w parlamencie. Gdyby nie wtorkowe orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, parlament, w którym przewagę ma , mógłby wyłonić nowego szefa państwa w trzecim głosowaniu, gdy potrzebna jest już tylko zwykła większość, w odróżnieniu od wymaganych w pierwszej i drugiej turze dwóch trzecich. Główna turecka siła opozycyjna, Partia Ludowo-Republikańska wystąpiła do Trybunału Konstytucyjnego o unieważnienie wyborów prezydenckich, których pierwsza tura odbyła się w parlamencie w piątek i w której Gul nie uzyskał wymaganej większości. Opozycja zbojkotowała to głosowanie. Tureckie elity państwowe na czele z wojskiem, opowiadające się za całkowitą świeckością struktur państwowych, obawiają się, że były islamista Gul jako prezydent dążyłby do podważenia obowiązującego od wielu dziesięcioleci rozdziału religii i państwa. Armia turecka, stojąca na straży świeckości państwa, wyrażała zaniepokojenie przebiegiem wyborów prezydenckich. W 1997 roku wojsko usunęło rząd, który uznało za nazbyt islamistyczny. Jednym z ministrów tego rządu był wówczas Gul. Premier może obecnie zaproponować innego kandydata na prezydenta, ale - zdaniem obserwatorów - bardziej prawdopodobne jest ogłoszenie przedterminowych wyborów powszechnych.