Podanej przez PKK liczby nie można zweryfikować - zastrzega Reuters. Jeśli jednak dane te potwierdzą się, będzie to najkrwawszy atak od czasu załamania się pod koniec lipca zawieszenia broni między tureckimi siłami bezpieczeństwa i kurdyjskimi rebeliantami. Prezydent Recep Tayyip Erdogan potwierdził w wystąpieniu telewizyjnym, że do ataku doszło w prowincji Hakkari, w pobliżu granicy z Iranem i z Irakiem. Jak przekazał dziennik "Hurriyet Daily News", premier Ahmet Davutoglu skrócił wizytę w Konyi i wrócił do Ankary na spotkanie z wysokiej rangi przedstawicielami sił bezpieczeństwa. "Hurriyet Daily News" wyjaśnia, że rebelianci podłożyli ładunki wybuchowe na drodze przejazdu samochodów opancerzonych, a po eksplozji otworzyli ogień do żołnierzy. Zginęło 800 kurdyjskich rebeliantów Pod koniec lipca tureckie lotnictwo rozpoczęło naloty na pozycje PKK w północnym Iraku; ostrzałom tym towarzyszą ataki na cele Państwa Islamskiego (IS) w Syrii. Według władz tureckich w operacji przeciw PKK zginęło blisko 800 kurdyjskich rebeliantów. W atakach PKK na wojsko i policję zginęło od końca lipca kilkudziesięciu żołnierzy i funkcjonariuszy. PKK jest uważana za organizację terrorystyczną przez Turcję, Unię Europejską i USA. W 2013 roku ogłosiła rozejm, który miał położyć kres powstaniu kurdyjskich bojowników walczących początkowo o utworzenie w południowo-wschodniej Turcji własnego państwa, a później - po złagodzeniu żądań - o zwiększenie praw politycznych i kulturowych ludności kurdyjskiej. Pod koniec lipca br. rebelianci oświadczyli, że rozejm z władzami w Ankarze "nie ma sensu" po uderzeniach z powietrza na pozycje PKK. Erdogan natomiast uznał za niemożliwe kontynuowanie procesu pokojowego w konflikcie kurdyjskim, dopóki PKK dokonuje ataków na siły bezpieczeństwa.