Erdogan, który już wypowiadając się w ubiegłym tygodniu oświadczył, że w jego przekonaniu członkowie Państwa Islamskiego "są takimi samymi terrorystami", jak członkowie Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) razem z ich partyzantami deklarującymi się w obronie Kobane, powtórnie wyliczył warunki ewentualnej tureckiej interwencji w Syrii. To ustanowienie strefy zakazy lotów nad Syrią, wydzielenie na terytorium Syrii strefy bezpieczeństwa, w której można by umieścić syryjskich uchodźców, i przyjęcie programu szkolenia i wyposażania w broń lokalnej milicji syryjskiej. Turecki premier Ahmet Davutoglu zajął podobne stanowisko, jak prezydent. Odrzucił w piątek propozycję tureckiej partii socjaldemokratycznej (CHP), aby Turcja "podjęła ograniczoną interwencję w Syrii" jedynie w celu uratowania miasta Kobane przed zajęciem przez wojska Państwa Islamskiego. - Lepiej, aby przywódca CHP zachował milczenie - poradził premier. Prezydent Recep Tayyip Erdogan zaś oskarżył CHP o nawoływanie do protestów w kraju w dążeniu do "wskrzeszenia dawnej Turcji". Erdogan często przeciwstawia "dawną Turcję" "nowej islamskiej Turcji", której stworzenie stanowi jego program. Ostatnie wypowiedzi Erdogana są komentowane przez turecką opozycję jako potwierdzenie, że prezydent nie pójdzie na żadne koncesje polityczne w sprawie Kurdów. Agencje odnotowują, że od kilku miesięcy turecka policja nie dopuszcza do żadnej demonstracji pod politycznymi hasłami i rozprasza nawet pokojowe zgromadzenia uliczne. Ostatnio trzej uczestnicy demonstracji zginęli od kul policji. Prezydent Turcji ostrzegł organizatorów demonstracji politycznych: "Co będzie robiła policja? Będzie się chowała za tarczami? Nie, będzie odpowiadała demonstrantom językiem, który rozumieją".